poniedziałek, 28 grudnia 2015

B.app - Beauty Application - Kuracja keratynowa na rozdwojone końcówki


Jako uczulona na fryzjerskie nożyczki posiadaczka długich, zniszczonych farbowaniem, przerzedzonych od połowy długości i porozdwajanych na końcach włosów jestem po prostu skazana na używanie kosmetyków dedykowanych dla włosów rozdwajających się. Nasze włosy codziennie są narażone na szkodliwe działanie deszczu, wiatru, zmiany temperatur, a także uszkodzenia mechaniczne – nie wiem jak Wam, ale mi zdarza się zahaczać włosami o klamki, gałęzie, często też niechcący „przytrzaskuję” je paskiem od torby, od spodni, a nawet…zamkiem błyskawicznym w kurtce. Jasne, kosmetyki nie obronią ich przed wszystkim, ale mogą przynajmniej trochę pomóc w niektórych kwestiach.


niedziela, 27 grudnia 2015

Olejek do ciała Mariza Green Tea


Po świątecznym obżarstwie, krótko przed którym zostałam dość brutalnie pozbawiona Internetu (a w święta przecież żaden dostawca internetowy nie zajmie się problemem), powinnam pokazać Wam wiele rzeczy – paletkę, która wylądowała pod moją choinką w zestawie z eyelinerem i kosmetyczką, nowy lakier do paznokci (choć nie wiem czy go opisywać, bo to po prostu inny kolor lakieru o którym już tu pisałam), ale dziś w końcu pokażę Wam olejek do masażu Idaliq, który otrzymałam do przetestowania od portalu TrustedCosmetics.pl.
Idaliq jest tak jakby pod-marką firmy Mariza, którą w ostatnim czasie coraz częściej widywałam na blogach i ucieszyło mnie, kiedy dowiedziałam się że w końcu poznam się z jakimś Marizowym produktem osobiście ;)

sobota, 28 listopada 2015

Vipera Costarica nr 306 - Olympia


Kot i błyszczyki – to długo nie szło ze sobą w parze. W makijażu skupiam się głównie na oczach, więc usta przeważnie zostawiałam samym sobie, lub podkreślałam je jakąś neutralną pomadką. Dziś jest to dla mnie produkt niemal na równi z pomadką – mam swoją skromniutką kolekcję i używam w zależności od humoru. Ostatnio dzięki TrustedCosmetics.pl dołączyła do nich ostatnia błyszczykowa propozycja Vipera Cosmetics – Costarica w odcieniu Olympia.

Pamiętam, kiedy firma zaczęła promować te błyszczyki. W postach na ich temat była mowa między innymi o ślicznym, wężowym nadruku na nakrętce – jednak na mojej była po prostu naklejka z tym motywem. Szkoda, bo już i tak eleganckie opakowanie, takie samo jak w przypadku błyszczyków Elite które już opisywałam, nieco traci przez ten mały szczegół. Ważniejszą sprawą jest na pewno aplikator, który jest tak samo mięciutki „miziasty” i wyprofilowany jak w przypadku błyszczyków bezperłowych Elite owej firmy. Zdarzało mi się nimi malować bez patrzenia w lustro.

Zostawmy jednak opakowanie i przejdźmy do samego produktu. Pierwszym, co zwróciło moją uwagę przy pierwszej aplikacji była świetnie wyważona konsystencja – ani za płynna, ani za gęsta, dzięki czemu błyszczyk jest łatwy w aplikacji i bardzo dobrze trzyma się ust. Nie skleja - używając go miałam wrażenie, że używam jakiegoś gęstszego balsamu do ust, a nie błyszczyka. Ma też on śliczny zapach, lekko wyczuwalny na ustach po aplikacji. Kojarzy mi się on z czymś słodkim, ale z czym...? Nie mam pojęcia, ale go lubię. :)




„B
łyszczyk Costarica jest modnym błyszczykiem o powabnym odcieniu i świetlanym połysku.” - trudno się nie zgodzić zwłaszcza z tym ostatnim. Zastosowana w błyszczyku perła pięknie odbija światło, migocze i iskrzy na wargach. Musicie uwierzyć mi na słowo, bo zdjęcia nie do końca to oddają – efekt jest piękny i zauroczył nawet mnie, błyszcząco-drobinową sceptyczkę. Kolor jest półtransparentny – nie jest to takie typowe krycie, jakie serwowały nam błyszczyki Elite, ale jednak widać, że to beż. Dzięki zawartości kwasu hialuronowego błyszczyk chroni nasze usta przed wysuszeniem, choć muszę przyznać że spektakularnego nawilżenia nie zauważyłam. Przesuszania – zdecydowanie nie.

Karmelowo... Aż nabrałam ochoty na słodkie :)

Niestety muszę się tu poskarżyć, że to nie jest błyszczyk, który da się ukradkowo zetrzeć z ust chusteczką – iskrzące drobinki lubią się z naskórkiem ust na tyle, że zamiast po prostu z nich zejść, niemalże śpiewają chórem „zooooostaaaańmy razem!”... i co gorsza, zostają, a do tego lubią sobie wtedy urządzać wycieczki krajoznawcze po naszej twarzy. Przywiązują się, małe paskudy. Warto mieć przy sobie lusterko, by to kontrolować i nie zmienić się przypadkiem w bożonarodzeniową bombkę.


Kolejną rzeczą, za którą należy pochwalić Viperę jest to, że na każdym kosmetyku (może z wyjątkiem niektórych lakierów do paznokci, ale wtedy skład jest dostępny na stronie internetowej) mają na kosmetyku wypisane SKŁADY. Wiem, to powinien być standard, ale wciąż są w Polsce marki, które to lekceważą - a to nie jest z korzyścią dla nas, konsumentek. W etykiecie tego błyszczyka można znaleźć skład bez problemu - wystarczy otworzyć podwójną naklejkę z nazwą produktu. Wiemy, za co płacimy i co nakładamy na usta - a ta informacja w przypadku alergii bywa bezcenna.

W sklepie internetowym Vipery błyszczyk ten kosztuje „aż” 9.99zł, co jest moim zdaniem niską ceną w stosunku do jakości. Nie wiem, czy w takim choćby Rossmannie znajdziecie błyszczyk o tak przyjemnej konsystencji, trzymający się ust, ślicznie pachnący i rozświetlający Wasze usta do tego stopnia, jak Costarica – a jeszcze bardziej wątpliwe, by kosztował on 10zł. Zdecydowanie warto przejść się na stoisko lub zamówić w sklepie internetowym firmy – czyli TUTAJ:

http://www.viperasklep.pl/costarica/1735-vipera-bezowy-blyszczyk-do-ust-costarica-olympia-306.html

Błyszczący buziak od Kota :)

Ze swojej strony muszę przyznać, że nabrałam ochoty na inne odcienie. :)

Jakie się Wam podoba? :)

Pozdrawiam! :)


PS: Fakt otrzymania produktu do testów nie wpłynął na jego ocenę. Niemniej dziękuję redakcji TrustedCosmetics.pl za taką możliwość :)

niedziela, 25 października 2015

Na spacerze z Kotem - a może nad morze? :)

Witajcie :)

Jak dotąd nie publikowałam na blogu typowo fotograficznych - czy też może bardziej "lajfstajlowych" postów, przekonana, że nie bardzo Was takie interesują. Tym razem postanowiłam jednak się przemóc i pokazać Wam kilka zdjęć z miasta, w którym studiuję - a jest to Gdańsk.

Gdańsk jest miastem z długą, bo ponad tysiącletnią historią, którego tożsamość przez wieki kształtowała się pod wpływem różnych kultur. Niegdyś największe miasto Rzeczypospolitej Obojga Narodów, a także miasto królewskie i hanzeatyckie, posiadało ono prawo do czynnego uczestnictwa w wyborze króla, a w XVI wieku było najbogatsze w Polsce. Było również ważnym ośrodkiem kulturalnym.
Gdańsk uznaje się za symboliczne miejsce wybuchu II wojny światowej i początku upadku komunizmu w Europie Środkowej. Znajduje się w nim wiele zabytków architektonicznych i nadal jest domem dla wielu instytucji i placówek kulturalnych.

Ponieważ zdarzył mi się dzień, kiedy musiałam czekać kilka godzin pomiędzy końcem wykładów a warsztatami języka norweskiego, postanowiłam w końcu wybrać się nad morze. W końcu tyle lat uczę się w tym mieście, a moje wycieczki nad morze można policzyć na palcach jednej dłoni! To wręcz herezja... Tak więc kupiłam w sklepie ciastka i ruszyłam w drogę.
W tym miejscu chciałabym ostrzec, że zdjęcia będą różnej jakości - jestem fotografem-amatorem, mój aparat pozostawia sporo do życzenia, a niektóre zdjęcia/filmiki robiłam też telefonem.

Tak więc ruszamy do parku im. Ronalda Reagana :)

piątek, 23 października 2015

Nicole Cosmetics - EDP 015

Poprzednia buteleczka perfum Nicole nadal mieszka w mojej torebce i nadal jestem nimi zachwycona w ten sam sposób. Obawiałam się, że po miesiącu używania mogą mi się znudzić, ale tak się nie stało - a teraz dzięki TrustedCosmetics.pl mam możliwość opisania dla Was jeszcze jednego zapachu od Nicole Cosmetics! :)
Tak jak i za pierwszym razem, pozostawiłam wybór zapachu Paniom z TrustedCosmetics.pl, ponieważ a) nie potrafię wybrać sobie perfum jedynie na podstawie opisu, b) większość nazw odpowiedników brzmi dla mnie obco. Muszę przyznać, że TC ma nosa - z kilku zapachów, które zawierały "typowe" dla mnie nuty zapachowe dostałam zapach nr 015.

środa, 9 września 2015

Pomadkowa środa - matowa pomadka Vipera Elite Matt nr 108 Berry Deluxe

Od jakiegoś czasu obserwuję u siebie pewne zmiany w podejściu do makijażu. Nie zmienia się to, że moim ulubionym sposobem na makijaż oczu jest ciemne smoky eyes (i to się już chyba nie zmieni), nie zmieniają się drastycznie kolory, jakich do niego używam. Nadal lubię siebie bladą i raczej niechętnie używam różu do policzków, czasem podejmuję próby użycia bronzera, ale co tu dużo mówić... chyba jeszcze długo się nie nauczę.
Co więc się zmienia? Kolory pomadek, jakie ostatnio wybieram. Kiedyś były to blade, najczęściej beżowe nudziaki - najlepiej, jeśli stapiały się z kolorem skóry. Taka pomadka nie tworzyła konfliktu z ciemnymi cieniami na powiekach, ba - wręcz potęgowała efekt. Ostatnim dwóm pomadkom, jakie zakupiłam daleko jednak do bycia nudziakami...

Niby Miaoww...ale nie.

Powiedzmy sobie szczerze - jestem kociarą. Co gorsze, nie wiem czy to uleczalne. Wątpię.
Niby nie jestem już słodką nastolatką (choć nadal czuję się na może z 20 lat), al wciąż jeśli zobaczę gdzieś coś z kocim designem, momentalnie słyszę w głowie "bierz". A jeśli akurat wychodzę z egzaminu, którego przebieg nie był do końca taki jak bym sobie tego życzyła, to już w ogóle chowajcie się wszystkie kocie rzeczy. Niestety (stety?) tej dwójce nie udało się przede mną ukryć, kiedy weszłam do Rossmanna celem nabycia bazy pod cienie.



Zauważyłam w szafie, obejrzałam (bez otwierania - to ważne), pomyślałam - słodkie. W dodatku akurat w przecenie. Za eyeliner w pisaku zapłaciłam wtedy 13,49zł, a za mascarę - 10,99zł. Pomyślałam - okej, eyeliner w sumie i tak miałam kupić, tusz do rzęs niby mam, ale niech już będzie - i tak egzemplarze z końca półki (to też jest tu ważne) trafiły do koszyka, tuż obok wspomnianej wcześniej bazy.

wtorek, 8 września 2015

Vipera BB Cream Silky Match Maker 04

Kremy BB firmy Vipera Cosmetics są mi znanymi kosmetykami. Miałam już trzy - Cover Me Up, Get A Drop (notka na jego temat w przygotowaniu) i Silky Match Maker, który widzicie na zdjęciu obok. Niestety, chwilę jeszcze muszę pomęczyć się ze zdjęciami średniej jakości, ale wszystko zmierza ku lepszemu.
Wracając do kremu BB - był on efektem spontanicznej wizyty na stoisku Vipery w gdańskim Madisonie. Początkowo miałam kupić tylko pomadkę, którą wypatrzyłam na fanpage'u firmy, ale powiedzmy sobie szczerze - ja tam zawsze idę "tylko po coś", a wychodzę z nadprogramowym kosmetykiem, wyrzutami sumienia i miotającym wściekłe spojrzenia w moją stronę portfelem. Już tak mam - jak już jestem na stoisku, to zawsze sobie pooglądam, popatrzę... no i tym razem postanowiłam poszukać jaśniejszego odcienia kremu BB Cover Me Up. Poszukiwania przerwała mi jednak ekspedientka (bardzo sympatyczna swoją drogą), która uznała że mam bladą cerę, a dla takiej idealny będzie Silky Match Maker. Sama miała go własnie na twarzy i cóż... wyglądał naprawdę dobrze.
Odkręciłam tester, popatrzyłam... Kolor faktycznie jasny, blady, nieco szarawy. Nałożyłam trochę pod oko - bajka. Uznałam, że bez niego nie wychodzę :) I tak oto skończyłam z kolejnym kremem BB i malinowo-czerwoną pomadką, którą opisywać będę na dniach.

sobota, 5 września 2015

Wieczór w tajemniczym ogrodzie - Nicole EDP nr 123

Koty lubią kocimiętkę, a koty-blogerzy - perfumy. ;)
Opinie na temat perfum pojawiają się na moim blogu rzadko – co jest w sumie dziwne, zważywszy na to że zawsze mam jakąś buteleczkę w torbie. Przeważnie nie są to zapachy z wyższych półek, dla przykładu długo pachniałam C-Thru Black Diamond czy Black Beauty i nie ukrywam, że mam do niego sentyment. Mam też tendencję do przesadzania z perfumami, bo te używane przeze mnie zwykle bardzo szybko się ulatniają. A ja... no cóż, jeśli czegoś używam, to lubię to widzieć/czuć.

piątek, 10 lipca 2015

Kocia wishlista #2

Ta wishlista będzie takim trochę pomieszaniem z poplątaniem. Trochę kolorówki, trochę pielęgnacji, trochę rzeczy zupełnie niekosmetycznych... :) Jest to lista rzeczy, które mam nadzieję zakupić w ciągu następnych miesięcy - jedne nieco pilniej, drugie nieco mniej. Kto wie, może z tą pójdzie mi lepiej niż z poprzednią :D


czwartek, 9 lipca 2015

Staroałtajska maska do włosów Babuszki Agafii

Staroałtajską maskę do włosów Babuszki Agafii pokazywałam już Wam przy którymś poście z nowościami. To moje drugie podejście do niej - miałam ją opisać dla Was wcześniej, ale padł mi pendrive na którym trzymam materiały na bloga, a maskę zdążyłam już zużyć więc nie miałam jak zrobić kolejnych. Mój błąd, moja wina, ale to nic - nadrobię to przy okazji dzisiejszego postu.
Babuszkę Agafię zna chyba każda Włosomaniaczka - z doświadczenia lub ze słyszenia, początkująca czy zaawansowana. Receptury Babuszki Agafii to linia kosmetyków naturalnych stworzona przez firmę Piervoe Reshenie, powstała w oparciu o receptury znanej uzdrowicielki Agafii Ermakovej, przekazywane i doskonalone z pokolenia na pokolenie. Dzięki temu możemy ich używać także my, zwłaszcza, że dostęp do nich jest coraz łatwiejszy dzięki sklepom internetowym :)

sobota, 4 lipca 2015

Nocą, nocą - paleta cieni w7 In The Night

Dawno, dawno temu pokazywałam Wam na Instagramie moją pierwszą paletę cieni - no, przynajmniej pierwszą w takiej formie ;) W dodatku nie miałam wcześniej styczności z marką w7. Paletę In The Night dostałam jako prezent od siostry mieszkającej w Wielkiej Brytanii tuż przed tym, jak marka ta pojawiła się w Naturach. Siostra dobrze wie, jaki typ makijażu preferuję (w sumie ona jedyna z mojej rodziny nigdy z tym nie walczyła) i pewnie tym kierowała się przy wyborze palety. In The Night wydawałaby się być idealną paletą do smoky eyes. Czy aby na pewno?

piątek, 3 lipca 2015

Tanio i dobrze - baza pod cienie Wibo

O ile cieni do powiek zużyłam już całą masę, o tyle bazy pod cienie to dla mnie stosunkowa nowość. Nie mam pojęcia, jak udawało mi się kiedyś zrobić makijaż bez tego kosmetyku i nie chcę wiedzieć, z ilu cieni byłam niezadowolona, bo "wyglądały do bani, nie trzymały się powieki i szybciutko znikały". Cóż, może gdybym wcześniej odkryła blogosferę, uniknęłabym wielu makijażowych wpadek :)


Pierwszą bazą, jakiej używałam była baza Nyx, która znajdowała się w paletce One Night in Morocco kupionej na wyprzedaży blogowej u Annabel, jednak o ile z samej paletki byłam w miarę zadowolona, o tyle baza bardzo się u mnie nie sprawdzała. Używałam jej z przymusu, póki nie wymęczyłam jej do końca. Podczas jednej z wizyt w Rossmannie wypatrzyłam jednak bazę Wibo, którą widzicie na poniższym obrazku. Kosztowała 9,90zł, do tego była ostatnia, co - w obliczu braku bazy pod cienie i tego, że bez tego kosmetyku nie wyobrażam sobie już makijażu oczu - nieco pomogło mi w decyzji. :D

poniedziałek, 29 czerwca 2015

Kocim okiem #2 - Jak zniechęcić konsumenta do własnych produktów

"Reklama dźwignią handlu". Niby hasło znane od lat i niby wiadomo, że marketingowcy potrafią się posunąć do wielu sztuczek, byleby tylko odpowiednio zareklamować produkt. Trików jest wiele i być na co dzień może nie ze wszystkich zdajemy sobie sprawę, ale możnaby pomyśleć, że we wszystkim - również i w reklamie - są granice, których przekraczać się nie powinno.

Ludzie zajmujący się reklamą mają ciężkie zadanie. Muszą oni nie tylko przykuć naszą uwagę, byśmy zauważyli właśnie tą, a nie inną reklamę, ale do tego sprawić, by zapadła nam ona w pamięć i byśmy kojarzyli sobie produkt w sposób pozytywny, dlatego każdy balsam sprawi, że nasza skóra będzie jak jedwab, tusz do rzęs sprawi nam rzęsy do nieba, a odchudzający suplement diety zrobi z nas supermodelki. I tu powstaje problem - jak dotrzeć do ludzi? Jak zbudować u nich pozytywne skojarzenie z wybranym produktem?

Nie uważam się za osobę szczególnie "sztywną". Mam jakieśtam poczucie humoru, potrafię docenić dobry żart i uważam, że śmiać się można z niemalże wszystkiego (poza rzeczami mocno negatywnymi), ale szlag mnie trafia, kiedy tyczą się one tylko jednego. Tak - TEGO. Zakonnicą czy dewotką nie jestem i nie będę, ale wciąż humor bazujący jedynie na seksie i dwuznacznościach budzi mój niesmak i jest jedną z najprostszych dróg do zniechęcenia mnie do siebie. Taka pozostałość po czasach, kiedy miałam znajomych do przesady lubujących się w takich dowcipach i mimo że prywatnie całkiem ich lubiłam, czasem dłuższe przebywanie w ich towarzystwie kończyło się tak:


Dowcipy z podtekstami mogą być zabawne, jasne - póki nikogo nie obrażają i nie są przesadnie wulgarne. I jeden, może dwa. Nie osiemnaście.

sobota, 13 czerwca 2015

Dermokonsultacje Sylveco i co z nich wynikło

Dziś nieco nietypowo, bo nie będzie ani opisu kosmetyku, ani mojego narzekania na polskie koleje, ani nawet nie będę po raz kolejny podejmować wyzwań w stylu "do sierpnia zrzucę x kg, od dziś zaczynam ćwiczyć'. Dziś przeczytacie o tym, jak to się stało, że z dnia na dzień zmieniłam swoją pielęgnację twarzy.



Marka Sylveco zapewne nie jest Wam obca i nieraz obiła się o uszy (czy też oczy) - jej temat niejednokrotnie był poruszany w blogosferze i przeważnie koleżanki-blogerki wypowiadają się o niej w pozytywnym tonie, wiele z nich zachwyca się tymi kosmetykami ze względu na naturalny skład i działanie. Osobiście (mimo chęci) nie miałam z nimi styczności innej, niż właśnie opisy na blogach aż do dnia 7 maja.

czwartek, 4 czerwca 2015

Kocimiętka... - Vipera FocusOn nr 908

Rozbielone, pastelowe kolory są na moich paznokciach rzadkością. Nie dlatego, że ich nie lubię - po prostu jakoś tak wychodzi. Z reguły wolę sięgnąć po bardziej wyrazisty kolor. Do niedawna byłam chyba jedyną, która nie miała jeszcze miętowych paznokci - zmieniło się to za przyczyną firmy Vipera Cosmetics, która podarowała mi lakier w tym kolorze.

Nie wiem, jakim cudem umknęła mi seria lakierów FocusOn. To kolekcja 15 odcieni szybkoschnących lakierów z szerokim pędzelkiem, dzięki któremu jedną "porcją" lakieru mamy pomalować aż 3 paznokcie. Do tego lakier ten ma być trwały i wyjątkowo lśniący.
Poniżej widzicie dostępne odcienie na wzorniku. Fioletowy i bordowy - coś pięknego! <3 Miętowy jednak nie ustępuje im w niczym i to właśnie nim zajmiemy się dzisiaj.



Prostokątna buteleczka z przejrzystą szatą graficzną i z napisami, które praktycznie się nie ścierają - to lubię. No, nie ścierają się za wyjątkiem naklejanych na nie etykietek, ale to można przeżyć :) Pędzelek, choć wbrew pozorom nie bije rekordów wielkości, rzeczywiście jest szerszy niż w standardowym lakierze i łatwo się nim operuje.
Rzeczywiście, jedną porcją lakieru można pokryć trzy paznokcie, a nawet cztery - ale te warstwy są bardzo, bardzo przejrzyste. Nie ma co marzyć o dobrze wyglądających paznokciach bez nałożenia minimalnie dwóch warstw - w niektórych przypadkach optymalną ilością mogą okazać się trzy warstwy. Jedna wygląda strasznie - taka transparentna, dziwna zieleń. Początkowo byłam rozczarowana i wydawało mi się to znaczącą niedogodnością, ale... mimo wszystko lubię ten lakier.

A dlaczego? Bo to jeden z najtrwalszych lakierów, jakie posiadam. Na paznokciach wygląda rzeczywiście świetnie - połysk jest moim zdaniem porównywalny z lakierem żelowym. Schnie szybciutko, co też nieco łagodzi początkową słabą pigmentację, która z kolei po drugiej warstwie przestaje istnieć. Wytrzymał on na moich paznokciach 5 dni, tak samo jak poprzedni lakier innego producenta, który opisywałam - chociaż w przypadku lakieru FocusOn nie poprawiałam tak często końcówek. Taka trwałość rekompensuje mi konieczność nakładania dwóch grubszych, a nawet i trzech warstw.
Warto też odnotować, że - według producenta - lakier nie zawiera szkodliwych substancji takich jak toluen, kamfora, formaldehyd czy ftalan dwubutylu. I to kolejna rzecz, która mi się podoba - nie lubię się zastanawiać, czy upiększaniem się aby nie dowalam zbytnio własnemu zdrowiu.

No, tyle gadania - a jak lakier wygląda na moich paznokciach? :)
(i w tym miejscu przepraszam za paskudne paznokcie - nie wychodzi mi ostatnio dbanie o nie...)


Być może sprawię tej miętce siostrzyczkę lub braciszka. Cena tego lakier to 11,49zł i jest dostępny zarówno w sklepie internetowym, jak i na stoiskach firmowych w całej Polsce.

Jak Wam się podoba? :)

Pozdrawiam!

poniedziałek, 1 czerwca 2015

Krem BB Vipera Cover Me Up! - 02 Neutral

Po średnio udanym własnołapnie stworzonym kremie BB (którego tworzenie wspominam miło) chciałabym pokazać Wam kryjący niedoskonałości krem BB Cover Me Up! firmy Vipera Cosmetics. Pierwszą styczność z nim miałam na spotkaniu blogerek w Gdyni - został użyty przez jedną z Pań w trakcie robienia mi makijażu. To był pierwszy raz, kiedy miałam styczność z takim produktem - wcześniej używałam jedynie podkładów. Wiedziałam jednak że jest to lżejszy produkt, do tego usłyszałam, że mam całkiem ładną cerę i nie muszę na co dzień mieć AŻ takiego krycia, więc dało mi to do myślenia.
Z tą "całkiem ładną cerą" nie do końca się zgodzę. Często mam jakieś zaczerwienienia, drobne krostki, czasem nawet wyglądam jak dorodny czerwony muchomor, ale wizja mniejszego obciążania cery w końcu wygrała i zainteresowałam się tematem.


niedziela, 31 maja 2015

Nowości majowe

No tak, maj już praktycznie się kończy, a ja dopiero teraz pokazuję Wam kolejną porcję nowości :) To będzie taki typowo lekki, niedzielny post. No i jak wiadomo - im bliżej sesji, tym student dalej ucieka od nauki...

1. Przesyłka od Vipery
Vipera postanowiła mnie zaskoczyć i obdarować mnie "skromnym" upominkiem. Ładny mi "skromny"... Kiedy otworzyłam paczkę, opadła mi szczęka. Tyle dobroci, tyle wspaniałości! Musiałam wyglądać jak kot, który właśnie dostał tuńczyka :D Wiecie, oczy jak pięć złotych i ogon jak szczotka do butelek z tej radości :D
Vipera Cosmetics - jeszcze raz dziękuję! :)
Na zdjęciu widzicie krem BB, brązowy tusz do rzęs, dwa lakiery do paznokci (miętkę, którą pokazywałam już na Instagramie i moje już-ukochane bordo), a także hamstera i czerwony woreczek do niego, który mnie zauroczył :) Czerwony... No tak, w końcu nazwa mojego bloga jest, jaka jest :)


środa, 6 maja 2015

Color Expert nie tylko z nazwy! :)

Hej! :)

Dziś pokażę Wam kolejnego ulubieńca lakierowego.
Wygrałam ten lakier w konkursie prima-aprilisowym Golden Rose, więc można powiedzieć że właściwie sam wprowadził mi się do kosmetyczki :) Długo jednak nie pomieszkał w pudełku z innymi lakierami, praktycznie od razu poszedł w ruch. I... zaskoczył mnie dość konkretnie.

wtorek, 5 maja 2015

5 przydatnych (i bezpłatnych) aplikacji na Androida

Hej :)

A właściwie 6 aplikacji...
Tak, wiem, że odbiegam tym od tematyki bloga. Wiem, że mam mnóstwo rzeczy które miałam opisać, a tego nie zrobiłam, przez co miotają we mnie wściekłymi spojrzeniami z półeczki. Jednak nie samymi kosmetykami człowiek żyje, a ja - odkąd mam telefon, który nie pamięta czasów mojego gimnazjum - lubię przeglądać czasem sklep Google Play w poszukiwaniu przydatnych aplikacji. Ponieważ jestem studentką interesują mnie głównie te bezpłatne :D, ale jednocześnie jestem dość krytyczna w osądach i jeśli aplikacji szczerzę nie polubię, to nie zagrzeje ona długo miejsca w pamięci mojej komórki.
By nie odbiegać AŻ TAK od kategorii bloga, pokażę Wam kilka aplikacji, które od pewnego czasu konsekwentnie pomagają mi w pracy nad sobą i zmianie złych nawyków w dobre.
Wszystkie były używane na Androidzie 4.4.3 i śmigają, aż miło. Wszystkie aplikacje są bezpłatne, choć niektóre mogą mieć z tej racji funkcje ograniczone czasowo.

sobota, 2 maja 2015

Podwójne Liebster Blog Award! :)



Na samym początku roku 2015 zostałam nominowana przez Annabel do Liebster Blog Award :) Jakby szczęścia było mało, dostałam również drugą nominację od Jaskółki :) Niestety, miałam wtedy klapki na oczach i widziałam przed sobą tylko sesję (ten straszny postrach studentów), więc umknęło mi to wszystko... ale nadrabiam dziś, i mam nadzieję że nominujące mnie za to nie zjedzą :)

piątek, 1 maja 2015

Nowości - choć nie wszystkie takie nowe :)


Hej :)

Witam pierwszo-majowo :)
Dawno nie było u mnie notki z nowościami. Ba, dawno w ogóle mnie tu nie było. Nowości nie ma może dużo i dominuje głównie kolorówka, w dodatku to bardziej nowości zbiorcze z kilku miesięcy, do tego światło i aparat ewidentnie zrobiły sobie ze mnie jaja... ale może akurat któraś z Was jest ciekawa, może któraś szukała posta z nowościami, a może kogoś coś zainteresuje... :)


czwartek, 30 kwietnia 2015

Chomiki atakują - hamster Vipera Magnetic Play Zone

Cześć i czółkiem :) 

Zapewne pamiętacie to małe ustrojstwo, które dostałam zeszłej jesieni na spotkaniu blogerek w Gdyni? :)
Jest to magnetyczna paletka, która od tamtego czasu towarzyszy mi za każdym razem, kiedy wyjdę na dłużej z domu. Jeździ ze mną na uniwersytet, ratuje z opresji kiedy rano nie zdążę się umalować (i nadrabiam na szybko w pociągu), jest bardzo praktyczna, a do tego i estetyczna. Panie (i Panowie?), przedstawiam Wam hamsterka Vipera Magnetic Play Zone!

piątek, 10 kwietnia 2015

Krem BB DIY z e-naturalne.pl

Zawsze z zazdrością czytałam posty innych blogerek, które traktowały o samodzielnie robionych kosmetykach. Wydawało mi się to czarną magią, czymś co najmniej na równi z posyłaniem Balroga tam, skąd przyszedł, przez samego Gandalfa. Od jakiegoś czasu ciekawią mnie też kremy BB, ale że ciężko dobrać mi dobrze dopasowany kolor (skóra w żółtym, ale zimnym odcieniu, taka kość słoniowa), pomyślałam "może w końcu zrobię coś sama?" - i BUM, tak powstał Chocapic... to znaczy, pomysł :) Później było już z górki - znalazłam gotowy zestaw do samodzielnego przygotowania kremu BB na stronie e-naturalne.pl (konkretnie ten - klik). Wysyłka nastąpiła bardzo szybko (aż byłam pod wrażeniem), ale i tak zestaw przeleżał w lodówce dobre dwa tygodnie, bo bałam się go ruszyć.

sobota, 14 marca 2015

Mizeria po kociemu... krem do twarzy na dzień Alterra z winogronem i białą herbatą

Pewnego dnia podczas wizyty w Rossmannie trafiłam na coś, o czego istnieniu nie miałam pojęcia. Weszłam tam po słynną pastę oczyszczającą Ziaji, a na półce obok stał... krem na dzień Alterry. Co w tym takiego dziwnego? Ano to, że do tej pory na hasło "krem Alterry" kojarzyła mi się jakaś różowa tubka, która zbierała niespecjalnie dobre recenzje w blogosferze. Krem był akurat w promocji i zapłaciłam za niego jakieś 8,99zł, podczas gdy jego normalna cena to ponoć 13zł.
Prawdę mówiąc, ledwo go zauważyłam. Biały kartonik z całkiem ładną grafiką mimo wszystko nie wyróżniał się za bardzo na sklepowej półce i pewnie gdyby nie ta wielka cena z napisem "PROMOCJA", umknąłby on mojej uwadze. Ale jakoś tak wzięłam do ręki, zaczęłam oglądać... i bum, po krótkiej lekturze składu poleciał do koszyka.

wtorek, 10 marca 2015

Szarość jednak może być piękna - Vipera Floe 402

Zawsze miałam słabość do szarości. Ogólnie do ciemnych, przygaszonych kolorów, ale szary zawsze miał w sobie "to coś". Kojarzył mi się z melancholią, deszczowymi, jesiennymi dniami i zapadającymi szybko chłodnymi, mglistymi wieczorami. I z "zapachem" dymu w powietrzu.
Tak... lubię czasem pobawić się wyobraźnią i poprzypisywać obrazy do kolorów lub zapachów.

Aparat przekłamał - lakier jest grafitowy.
Ta konkretna szarość jest prawdziwym ewenementem w mojej lakierowej kolekcji. Nie dlatego, że jest piaskiem - te zdominowały mój lakierowy kuferek od momentu, kiedy tylko się do nich przekonałam. Ona po prostu ma w sobie "to coś", ten właśnie jesienny chłód i nostalgię, które spowodowały, że chyba po raz pierwszy w życiu kupiłam drugą buteleczkę lakieru tego samego koloru. I wiem, że nie jest ona ostatnia.

Pędzelek
Po raz pierwszy spotkałam się z nim na spotkaniu blogerskim. Trafił się w prezentach Gosi, ale ta zgodziła się na wymianę na lakier w kolorze fuksji. Od tamtej pory stał się moim ulubionym piaskiem. Mam oczywiście dni, kiedy wolę pomalować paznokcie gładkim lakierem lub po prostu pójść w inny kolor, ale buteleczka Vipera Floe w kolorze 402 musi być zawsze obecna w moim kuferku. Po prostu MUSI i nie ma innej opcji.

Odejdźmy jednak na chwilę od emocji na rzecz nieco bardziej praktycznego podejścia do produktu. Lakier ten jest grafitowym piaskiem (niespodzianka!), zamkniętym w ładnej, stylowej  okrągłej buteleczce. Prezentuje się dobrze na paznokciach już po pierwszej warstwie, ale moim zdaniem najlepszy efekt uzyskamy po nałożeniu dwóch. Trzyma się raczej standardowo jak na moje paznokcie, czyli około 2 dni - potem zaczynają się już odpryski, ale chyba jeszcze nie wynaleziono lakieru z którym moje pazury współpracowałyby bez problemów. Pędzelek jest określany na stronie producenta jako "panoramiczny" - jak widzicie na zdjęciu obok, jest on raczej standardowy, ale dobrze się nim operuje. Nie schnie specjalnie długo. Wszystko to w cenie 6,99zł/7ml (cena w sklepie internetowym)

A efekt? Cudowny. Spełnia wszelkie moje oczekiwania. Idealna, grafitowa szarość, piaskowa struktura, w dodatku ten błysk. Ot, księżycowy pył na paznokciach. Pięknie prezentuje się na dłoniach i jest ich prawdziwą ozdobą.
Poniższe zdjęcie zapewne zniszczy atmosferę, ale w sumie i tak już zdecydowanie zbyt "poetycko" poleciałam przy pisaniu tego posta, więc co mi szkodzi... :D Na żywo i tak prezentuje się lepiej:

Podsumowując, kociam, kociam, kociam i żyć bez niego nie mogę! :)
Miałyście któryś z piasków Vipery? :)

Pozdrawiam!


piątek, 27 lutego 2015

Kot i czerwień? Jakim cudem? - Błyszczyki Elite Vipera Cosmetics

Witajcie!

Sesja się skończyła (wreszcie), a ja oczywiście już dzień po ostatnim egzaminie kichałam, kaszlałam, i walczyłam z gorączką - zresztą, nadal walczę. To trzeba mieć szczęście... W zasadzie zawsze mogło być gorzej - mogłam przecież zachorować w środku sesji, a wtedy z nadrobieniem jej nie byłoby łatwo. Niemniej jednak tak jak obiecywałam - jestem z powrotem, a oprócz bloga ruszył też koci Instagram, który można znaleźć TUTAJ.
Muszę przyznać, że studia skutecznie wyciskają mnie z sił niczym cytrynę... ale jestem silna i się nie dam! Tylko czy Wy wybaczycie mi nieobecność...?

Pewnego styczniowego dnia, wracając z wykładów, zahaczyłam o stoisko firmowe Vipera Cosmetics w gdańskim Madisonie. Tego dnia zaliczyłam pierwszy przedmiot na 5, do tego jakiś czas wcześniej pokrywka od mojego hamstera (którego muszę Wam zaprezentować na dniach) poległa w nagłym starciu z uniwersytecką podłogą, więc okoliczności jak najbardziej sprzyjały. Ku mojemu zdziwieniu, Pani na stoisku pamiętała mnie ze spotkania :D Było mi bardzo miło:) Tego dnia kupiłam wkład do hamstera, pokrywkę, lakier i jeden z błyszczyków, o których za chwilę przeczytacie.

piątek, 2 stycznia 2015

Kocim okiem #1 - dlaczego nie kocham kolei

W październiku (ledwie) ubiegłego roku zdecydowałam się rozpocząć studia. Z jednej strony wahałam się, czy 23 lata to nie aby za późno na taki krok, ale z drugiej powiedziałam sobie "teraz albo nigdy". Zresztą... bez przesady - siwa nie jestem, z balkonikiem nie biegam, a na uczelniach studiują również ludzie starsi ode mnie i świetnie sobie radzą. Niestety, nie dostałam się na wymarzony kierunek, ale mój obecny również nie jest taki zły. Mogło być gorzej.

Wraz z początkiem roku akademickiego zostałam skazana na codzienne dojazdy pociągami. Dlaczego tak jest wyjaśniać nie zamierzam, po prostu przyjmijcie że tak jest i inaczej chwilowo być nie może. Zresztą, jestem przyzwyczajona do pociągów - jeżdżę nimi mniej lub bardziej często około 6-7 lat i zebrałam wiele doświadczeń z podróży. Niemniej jest kilka rzeczy, które niezmiernie mnie irytują - zarówno po stronie PKP, jak i innych pasażerów. Postanowiłam więc zebrać w jedno miejsce uroki podróżowania polską koleją, jakich doświadczyłam głównie w ciągu ostatnich trzech miesięcy. Jeśli kiedykolwiek zdecydujecie się na studiowanie/pracę na podobnej zasadzie, to już mniej więcej będziecie wiedzieć, czego się spodziewać.


 

Rubinowy Kot na tropie pielęgnacji włosów Template by Ipietoon Cute Blog Design