Dzisiejszy post
niezwiązany będzie z kosmetykami. Mało tego – co niektórych
temat może brzydzić, więc co wrażliwszym mówię już teraz –
jeśli nie lubicie tematu oddawania krwi, darujcie sobie ten post.
Nie mówię tego złośliwie, po prostu nie chcę fundować Wam
nieprzyjemnych doznań :(
„Krew należy do najpotężniejszych leków, jakimi dysponuje medycyna. Od wielu lat – a ostatnio coraz częściej, pojawiają się doniesienia o próbach wytworzenia tzw „sztucznej krwi”, jednak krytyczne oceny tych preparatów wykazują, że mają one złożoną budowę chemiczną oraz krótki okres utrzymywania się w krążeniu. Badania wciąż trwają, lecz nie rokuje się, że szybko zostaną uwieńczone sukcesem. Nie wydaje się więc, by aby w najbliższym czasie substytuty erytrocytów mogły zastąpić tradycyjne przetaczanie ludzkiej krwi lub jej składników i choć zmieniają się metody leczenia, udoskonalają się techniki pobierania, przetwarzania i przetaczania krwi, jej jedynym źródłem w dalszym ciągu jest zdrowy człowiek. A zatem – zorganizowane krwiodawstwo, oparte na współpracy oraz współdziałaniu transfuzjologii ze zdrowymi, uświadomionymi dawcami będzie nadal niezmiernie ważne i potrzebne.” - (broszura informacyjna wydana przez Ministerstwo Zdrowia)
Kilka faktów na temat krwiodawstwa
„Krew należy do najpotężniejszych leków, jakimi dysponuje medycyna. Od wielu lat – a ostatnio coraz częściej, pojawiają się doniesienia o próbach wytworzenia tzw „sztucznej krwi”, jednak krytyczne oceny tych preparatów wykazują, że mają one złożoną budowę chemiczną oraz krótki okres utrzymywania się w krążeniu. Badania wciąż trwają, lecz nie rokuje się, że szybko zostaną uwieńczone sukcesem. Nie wydaje się więc, by aby w najbliższym czasie substytuty erytrocytów mogły zastąpić tradycyjne przetaczanie ludzkiej krwi lub jej składników i choć zmieniają się metody leczenia, udoskonalają się techniki pobierania, przetwarzania i przetaczania krwi, jej jedynym źródłem w dalszym ciągu jest zdrowy człowiek. A zatem – zorganizowane krwiodawstwo, oparte na współpracy oraz współdziałaniu transfuzjologii ze zdrowymi, uświadomionymi dawcami będzie nadal niezmiernie ważne i potrzebne.” - (broszura informacyjna wydana przez Ministerstwo Zdrowia)
Kilka faktów na temat krwiodawstwa
Tak przedstawia się
procentowy udział grup krwi w polskiej populacji:
- 1% AB Rh-7% AB Rh+2% B Rh-15% B Rh+6% 0 Rh-31% 0 Rh+6 A Rh-32% A Rh+
Jak widać w
tabelce, Rh- ma tylko 15% populacji, więc stanowi to problem i tej
krwi często brakuje :(
Dawcą krwi może
zostać zdrowa osoba w wieku 18-65 lat, posługująca się językiem
polskim, ważąca nie mniej niż 50kg, legitymująca się dokumentem
ze zdjęciem stwierdzającym tożsamość wraz z adresem
zamieszkania/zameldowania i numerem PESEL.
Obawiam się, że
resztę będziecie musieli doczytać sami w Internecie (choćby
przeciwwskazania – http://www.krwiodawcy.org/dyskwalifikacje) bo ten
post zaczyna się robić już zbyt długi, a to drastycznie zmniejsza
jego szanse na bycie przeczytanym do końca ;)
Jak to było ze
mną:
Nigdy nie
rozumiałam ludzi oddających krew. Może inaczej – rozumiałam
dlaczego to robią i sama też zbierałam się od kilku lat, ale nie
rozumiałam jak to robią, że przezwyciężają strach. W końcu
tyle razy nasłuchałam się jaka to igła do pobierania krwi jest
gruba, samo jej wkłucie i pobieranie krwi bardzo boli, personel
medyczny może przez nieuwagę zarazić chorobami, a na koniec
organizm może sobie nie poradzić i można zemdleć. Faktycznie,
bardzo przyjemne doświadczenie, nie mówiąc już że krew zawsze
była dla mnie pewnego rodzaju świętością i nie wyobrażałam
sobie, bym mogła sama tak po prostu usiąść na fotelu i oddać pół
litra tej świętości. Nie wyobrażałam sobie – aż do tego
piątkowego poranka.
Moja koleżanka z
roku oddała krew kilka dni wcześniej i to dało mi trochę do
myślenia. Zniosła to tak po prostu, bez większego stresu.
Pomyślałam – skoro ona może, to ja też. Po zajrzeniu na stronę
internetową, na której podane były zapasy danych grup krwi
uznałam, że może nie będzie konieczne, bym oddawała swoją – w
końcu mają jej spore zapasy i w sumie jej nie brakuje. Ostateczną
decyzję podjęłam jednak trochę podświadomie, kiedy przypadkiem
usłyszałam, że na dniach na mojej uczelni organizowana będzie
Wampiriada. Powiedziałam sobie - „pójdę”.
No i teraz
najśmieszniejsza część tej historii... Widzicie, każdy ma swoje
lęki. Jeden boi się myszy, drugi pająków, a Kot bał się igieł
medycznych i strzykawek. Panicznie. Lęk ten był pamiątką po
przebytym w dzieciństwie zapaleniu płuc, które miałam leczone
zastrzykami domięśniowymi – o ile trafiłam na pielęgniarkę z
podejściem do dzieci, kończyło się na chwilowym bólu, ale
pewnego dnia trafiłam na rzeźniczkę. Trzy dni nie mogłam usiąść,
ową pielęgniarkę jeszcze kilka lat omijałam szerokim łukiem, a
lęk przed sprzętem do iniekcji został mi jeszcze na długo –
nieco oswojony poprzez pobyt w szpitalu, ale tak naprawdę utrzymywał
się on aż do Wapiriady. Generalnie jestem osobą, dla której walka z własnymi lękami czy ograniczeniami bywa bardzo satysfakcjonująca i owocna. Poprosiłam tą samą
koleżankę, która oddała krew wcześniej, by poszła tam ze mną –
tak na wszelki wypadek. Gdybym chciała uciekać miała po prostu
przypomnieć mi po co tam poszłam, a powodem oficjalnie było krwiodawstwo, nieoficjalnie - chęć
przezwyciężenia lęku. A że pomogłam przy tym oddziałowi
krwiodawstwa to inna sprawa :)
Na
szczęście obyło się bez prób ucieczki i po wstępnej
papierkologii + pobraniu próbki krwi do wstępnych badań zostałam
zakwalifikowana jako zdolna do oddania krwi. Byłam przerażona
(oczywiście próbowałam nie dać tego po sobie poznać), ale panie
pielęgniarki były tak miłe, że z każdą minutą bałam się
jakoś mniej. Oczywiście odwróciłam głowę podczas wbijania igły
i pielęgniarka po rozmowie ze mną wiedziała, że boję się igieł,
ale... prawdę mówiąc myślałam, że będzie gorzej. Byłam
zaskoczona, że przebiegło to tak szybko, a ból był porównywalny
ze szczypnięciem – czyli w sumie to nie był nawet prawdziwy ból.
Igły nawet nie widziałam, bo pani pielęgniarka bardzo szybko ją
zakleiła. Potem dostałam piłeczkę do ściskania i spędziłam na
fotelu około sześciu minut... a rozpierała mnie wręcz nieziemska
duma. To było takie „Cholera, jednak dałaś radę”.
Nalepka, którą dostałam po oddaniu krwi :) |
Resztę tego dnia
spędziłam w bibliotece i na uczelni. Nie zemdlałam, czułam się
może troszeczkę osłabiona i drażniło mnie że muszę tak uważać
na rękę – w tym miejscu powinnam podziękować koleżance za to,
że znosiła mnie taką 'niepełnosprawną' przez co najmniej godzinę
– ale jednak radość z pokonania własnego strachu była
silniejsza. Wiem, że to brzmi śmiesznie - „głupia Kota się
cieszy, bo mimo strachu oddała krew”. Wiem, brzmi przyziemnie, ale
walczyłam z tym lękiem wiele lat i dziś wiem, że powinnam była
odważyć się wcześniej. Wiem też, że to nie była moja ostatnia
wizyta w punkcie krwiodawstwa – a skoro ja dałam radę, to część
z Was, tych wciąż niezdecydowanych, również.
To jak? Spróbujecie? :)
To jak? Spróbujecie? :)
Pozdrawiam!
PS: Na koniec inna historyjka od Kota. Miałam kiedyś koleżankę, która miała jedną z tych rzadkich grup krwi - konkretnie 0 Rh-. Z tego co wiem, tej krwi brakuje zawsze. W moim mieście zdarzył się wypadek samochodowy - ot, głupota, dwójka ludzi ścigała się samochodami i jeden z nich miał właśnie tą samą grupę krwi. Potrzebował jak najszybszej transfuzji, ale... nie było krwi. W mediach szybko pojawiły się apele o oddanie krwi przez mieszkańców posiadających tą grupę, a koleżanka... powiedziała, że nie pójdzie. Jej wytłumaczeniem było to, że "skoro idiota się ścigał, to zasłużył na śmierć".
Pamiętam to straszne oburzenie, które mnie wtedy ogarnęło. Rozumiem, mogła nie chcieć oddać krwi i szanuję to - ale nie dawało jej to prawa do takiej oceny sytuacji. Gdyby gość chciał umrzeć, po prostu rozpędziłby się, wpakował na drzewo i po problemie - a tak po prostu nie popisał się mądrością czy odpowiedzialnością, co nadal nie czyniło go z miejsca kandydatem na tamten świat. Zresztą, był młody, miał żonę i dwuletnie dziecko, więc wątpię by spieszyło mu się do grobu. Dziewczyna obecnie sama jest zamężna i ma dziecko w podobnym wieku - zastanawiam się, jak by się poczuła, gdyby sama znalazła się w takiej sytuacji? Oczywiście nie życzę jej tego, ale czasem żałuję, że jej o to nie zapytałam (i już nie zapytam, bo z pewnych powodów zerwałam tę znajomość).
Nigdy nie zakładajcie, że - skoro ktoś robi coś niebezpiecznego - zasługuje na śmierć. Nie wolno tak myśleć - po prostu nie. Myśląc w ten sposób wszyscy, prędzej czy później wzajemnie się pozabijamy, a nie nam decydować kto żyć powinien, a kto nie.
Pamiętam to straszne oburzenie, które mnie wtedy ogarnęło. Rozumiem, mogła nie chcieć oddać krwi i szanuję to - ale nie dawało jej to prawa do takiej oceny sytuacji. Gdyby gość chciał umrzeć, po prostu rozpędziłby się, wpakował na drzewo i po problemie - a tak po prostu nie popisał się mądrością czy odpowiedzialnością, co nadal nie czyniło go z miejsca kandydatem na tamten świat. Zresztą, był młody, miał żonę i dwuletnie dziecko, więc wątpię by spieszyło mu się do grobu. Dziewczyna obecnie sama jest zamężna i ma dziecko w podobnym wieku - zastanawiam się, jak by się poczuła, gdyby sama znalazła się w takiej sytuacji? Oczywiście nie życzę jej tego, ale czasem żałuję, że jej o to nie zapytałam (i już nie zapytam, bo z pewnych powodów zerwałam tę znajomość).
Nigdy nie zakładajcie, że - skoro ktoś robi coś niebezpiecznego - zasługuje na śmierć. Nie wolno tak myśleć - po prostu nie. Myśląc w ten sposób wszyscy, prędzej czy później wzajemnie się pozabijamy, a nie nam decydować kto żyć powinien, a kto nie.
Od 18 roku życia oddaję krew ( z przerwą na ciążę i okres karmienia ) - mam nawet legitymację ZK. Mój mąż też oddaje.
OdpowiedzUsuńA Panie w "naszym" krwiodastwie są przesympatyczne :) A te 10 minut trzy razy w roku - nikogo nie zbawi :) Tylko trzeba się przemóc - pierwszy raz jest najgroszy a później leci już z górki :)
Postawa godna podziwu! :) Żałuję, że sama się nie przemogłam w wieku 18 lat...
UsuńJa chętnie bym oddała, ale według wymogów za mało ważę.
OdpowiedzUsuńJa zawsze ważyłam za mało , taka niestety ma uroda. Ale chyba nie wzięli tego pod uwagę. Krew oddałam tylko raz, niestety u mnie problemem okazało się moje zbyt niskie ciśnienie .
UsuńDziewczyny, jeśli są jakieś problemy, to trudno :) Po prostu wiele osób mogłoby oddawać ale tego nie robią, bo boją się tego wszystkiego... dlatego powstał ten post.
UsuńEwelina, moja koleżanka ma dokładnie ten sam problem :( Magdalena - mi przed pobraniem tak ciśnienie skoczyło, że szkoda gadać - ale się udało :D
Ja niestety mam autoimmunologiczną chorobę tarczycy, a to mnie wyklucza z grona dawców:(
OdpowiedzUsuńOj :( No zdarza się...
UsuńJa od zawsze chciałam oddawać, w ogólniaku przyjechał do nas autobus do poboru i poszłam, ale nie wkuli się w moje łapy. Byłam pokuta i posiniaczona, ale nic nie mogli ściągnąć, bo żyły miałam słabe i głęboko osadzone. Tak jest do dziś. Nawet jak ide na badania laboratoryjne gdzie igła jest cieniutka, nie zawsze pielęgniarka wkuje się za 1 razem często za 3-4, a igła do pobory jest kilka razy grubsza. Mam 0Rh+, i wielkie chęci pomagania innym, ale niestety zawsze jest problem. Próbowałam potem na studiach, ale sama pielęgniarka powiedziała, że się nie nadają moje żyły do tej roboty:(
OdpowiedzUsuńMiałam podobny problem! Z tym że moje żyły może nie są słabe, ale... "nieśmiałe". W momencie pobierania krwi pani pielęgniarka też powiedziała, że nic z tego nie będzie, bo po prostu nie miała gdzie się wkłuć :(
UsuńJa kiedyś też się bardzo, bardzo bałam. Pewnego dnia na mojej uczelni pobierali krew i stwierdziłam, że spróbuję, a co mi tam. Gdy czekałam w kolejce strach mnie ogarnął i chciałam wręcz zwiać. Dobrze, ze była ze mną koleżanka, która powstrzymała mnie o tej głupiej decyzji. Teraz bardzo chętnie udaje się na takie akcję i czekam niecierpliwie do grudnia, aż będę mogła ponownie oddać. Tak jak Ty odwracam głowę przy wbijaniu igły, ale potem siedzę zadowolona i szczęśliwa z świadomością, że moja krew może komuś uratować życie, chociaż nie należy do najrzadszych. Nawet kilka dni temu zarejestrowałam się jako potencjalny dawca szpiku, ponieważ czuję, że dojrzałam do takiej decyzji. ;)
OdpowiedzUsuńRównież zarejestrowałam się jako dawca szpiku :)
UsuńJeszcze nigdy nie oddawałam krwi ale planuję :)
OdpowiedzUsuńWarto!
UsuńTemat grup krwi jest ciekawy pod względem genetycznym i biochemicznym. Ja nie oddaję krwi i raczej nie będę, bo nie mogę póki co.
OdpowiedzUsuńja krew oddałam już dwukrotnie i na pewno nie był to ostatni raz :) niestety nie wiem jaką mam gr krwi, podobno przy drugim oddaniu krwi można wyrobić legitymację i przeprowadzić badania i dowiedzieć się między innymi o grupie właśnie itp, jednak pani przy pobieraniu próbki zapytała tylko czy ją mam, oczywiście gapa ze mnie, że nie zapytałam gdzie ją można wyrobić, ale byłam tak przejęta, że pani pobiera próbkę z palca, nie z ręki i zapomniałam :D
OdpowiedzUsuńkoleżanka bardzo niesprawiedliwie potraktowała potrzebującego, nie lubię takiego podejścia. może nie chcieć oddać krwi, ale żeby życzyć komuś śmierci :( wiem, że nie powiedziała tego dosłownie, ale ja tak to odebrałam.
Właśnie w jej wypadku waham się, czy to nie było dosłownie. Niemniej nie gadałam z nią od kilku lat, może już jej się zmieniło.
UsuńMoja legitymacja przyszła już po pierwszym oddaniu krwi pocztą, bo mieszkam daleko od punktu w którym oddawałam krew :D
Chciałam oddać krew, ale z progu powiedzieli mi że za chuda jestem. No cóż, trudno, kiedyś przytyję :) Mam AB Rh+, podobno nie występuje za często
OdpowiedzUsuńNo, jedynie 7% :)
Usuńahh skasował mi się cały komentarz:( pisałam, że mój kolega z technikum oddawał krew jak tylko mógł (nie wiem jaki jest czas między jednym oddaniem a drugim), a ja z kolei przez anemię nie mogłam oddawać krwi, ale może przyjdzie czas, że i ja się zdecyduję :)
OdpowiedzUsuńNie jestem pewna czy anemia nie wyklucza, ale jeśli się polepszy - czemu nie :)
Usuńja próbowałam oddać krew, ale niestety mdleje podczas pobierania, dlatego z bólem serca zrezygnowałam z prób
OdpowiedzUsuńAjaj. To faktycznie, lepiej nie. :)
Usuńbardzo ważny post :) cieszę się że podejmujesz również i takie tematy :)
OdpowiedzUsuńA ja cieszę się, że przypadł Ci do gustu :)
Usuń