piątek, 22 listopada 2013

Rozdanie u Jaskółczego Ziela!


Miałam dziś zamieścić recenzję balsamu pod prysznic Nivea, ale z tej radości (mogę już komentować, juhuu!) postanowiłam napisać o rozdaniu u Jaskółki! :) Mam nadzieję, że wybaczycie :)
 
Można wygrać taki zestawik:
 
1. Yves Rocher "Seco Specific Anti-Imperfections" - krem zwężający pory 50ml/39zł
2. Yves Rocher "Exper Repair" - balsam odbudowujący do skóry bardzo suchej z masłem shea 150ml/59zł
3. Yves Rocher "Active Sensitive" - krem kojący pod oczy dla skóry wrażliwej 15ml/49zł
 
Co trzeba zrobić? By się dowiedzieć, zapraszam na bloga Jaskółki! (klik)

Pozdrawiam miaucząco!

czwartek, 21 listopada 2013

Babydream: szampon-marzenie?



Na początku mojego włosomaniactwa (od którego tak powiedzmy sobie szczerze - wciąż za daleko nie odeszłam) nie mogłam uwierzyć, że szampon dla dzieci jest w stanie sprostać wymaganiom dorosłych. Myślałam, że to głupota - w końcu z jakiejś przyczyny jest on "dla dzieci", może jest po prostu za delikatny by umyć włosy osoby dorosłej, które - jakby nie było - różnią się od włosów dziecięcych. W Blogosferze jednak non stop trafiałam na niemalże peany na temat szamponu Babydream, więc postanowiłam spróbować - zwłaszcza że cena nie należy do szczególnie wysokich. Polowałam więc na niego przez jakiś czas w Rossmannie, w międzyczasie zdążyłam przetestować próbkę szamponu Johnsons' Baby (klik), i w końcu udało mi się go zakupić.

Słyszałam, że Rossmann ostatnimi czasy wprowadzał zmiany w serii Babydream, i uczucia wobec tych zmian były mieszane. Mój egzemplarz pochodził już z nowej serii, więc niestety nie mam porównania. Zacznijmy jednak od opakowania:

Szampon zamknięto w nieprzezroczystej, błękitnej butelce o nieco opływowym kształcie. Z etykiety szeroko uśmiecha się do nas zachwycony maluch, a nad nim widać kilka wypukłych motylków. O ile tylna etykieta jest w języku polskim, węgierskim i czeskim, o tyle przednia jest w języku niemieckim – co uważam za nieco zabawne, ale Rossmann chyba tak już ma ;) Butelkę uważam za minus tego produktu ze względu na twardy plastik z którego została wykonana - póki szamponu jest więcej nie robi to może problemu, ale kiedy dobiegamy mniej niż połowy opakowania może być ciężko z wydobyciem szamponu. Do tego w celu upewnienia się czy coś w butelce jeszcze jest trzeba zdejmować nakrętkę i zaglądać do środka. O ile łatwiej byłoby, gdyby plastik był chociaż półprzezroczysty! I mniej twardy...

Co mówi producent:


"Szampon Babydream myje i pielęgnuje włosy i skórę niemowlęcia szczególnie delikatnie i dokładnie. Wyciąg z kiełków pszenicy umożliwia łatwe rozczesywanie.

  • Bez środków barwiących i konserwujących
  • pH neutralne dla skóry
  • z rumiankiem i panthenolem
  • nie zawiera składników pochodzenia zwierzęcego" 

Skład:

Aqua (woda), Lauryl Glucoside (substancja myjąca, łagodna dla skóry), Cocamidopropyl Betaine
(delikatna substancja myjąca, może uczulać), Coco-Glucoside (łagodna substancja myjąca, usuwa zanieczyszczenia z powierzchni skóry i włosów), Glyceryl Oleate (emolient tłusty, substancja renatłuszczająca), Sodium Lactate (nawilżacz), Triticum Vulgare Germ Extract (wyciąg z kiełków pszenicy), Panthenol (prowitamina B5), Glyceryl Caprylate (emolient tłusty, substancja renatłuszczająca), Lactic Acid (kwas mlekowy), Chamomilla Recutita Flower Extract (wyciąg z rumianku), Parfum (kompozycja zapachowa).


 Cena: ok. 4,20zł/250ml 

Moje wrażenia z użytkowania:


Szampon pieni się tragicznie, ale lubi współpracować z metodą kubeczkową. Rozcieńczony rzeczywiście jest w stanie umyć włosy, ale wciąż nie pozostaje to najłatwiejszym zadaniem. Mimo nie tak rzadkiej konsystencji jest mało wydajny, używałam go dużo więcej niż zwykle by umyć nim włosy, nie podoba mi się też jego pudrowy zapach - domyślam się że może podobać się dzieciom (dla których szampon zresztą jest przeznaczony :D), ale mi wybitnie nie przypadł do gustu.

Włosy zaraz po umyciu są ciężkie do zniesienia. "Tępe", nie dające się rozczesać - bez odżywki nie ma co podchodzić. To akurat nic dziwnego - jak widzicie powyżej, w składzie nie ma silikonów, jest tylko kilka emolientów i nawilżaczy. Po wysuszeniu jednak (i rozczesaniu, jeśli się dało) były miękkie i nie było tak źle, jak mogłoby się wydawać. Nie były tłuste, były oczyszczone dokładnie tak, jak powinny.

Nieprzyjemnym zaskoczeniem było dla mnie intensywne swędzenie skóry głowy, jakie dopadło mnie po wysuszeniu włosów. Nieraz potrafiło trzymać do dwóch dni – trzeciego zwykle myłam włosy ponownie. Pomyślałam, że jeśli nie alergia na kokamidopropylbetainę, to być może niedokładnie spłukuję szampon... Dokładniejsze spłukiwanie przyniosło co prawda pewną poprawę, ale problem pozostał.

Podsumowując:

(+) łagodny skład
(+) dobrze myje
(+) łagodne działanie na włosy, nie przesusza
(+) niska cena
(-) plącze włosy
(-) może uczulić
(-) twarda, nieprzezroczysta butelka
(-) zapach


Czy moja przygoda z Babydream będzie miała swoją kontynuację?


Nie. Poplątane włosy jestem jeszcze w stanie zrozumieć z uwagi na skład, ale to swędzenie doprowadzało mnie do szału. Poszukam innej alternatywy, bo do szamponów z SLS też nie mam ochoty wracać.

A jak Babydream spisał się u Was?


Pozdrawiam!

wtorek, 19 listopada 2013

Listopadowe "miau", mały zonk pielęgnacyjny i inne.


Wszyscy znają Tard, znaną również jako The Grumpy Cat. Ostatnimi czasy usłyszałam, że ja i Tard mamy identyczną mimikę i pewnie gdybym była kotem, wyglądałabym jak ona.
Cóż... nie ma jak oryginalne komplementy/wrzuty, prawda? ;)

Zaniedbałam trochę bloga z przyczyn mniej lub bardziej zdrowotnych, ale i nie tylko. Trochę się pozmieniało w moim życiu (również rodzinnym) i musiałam nadążyć za zmianami, szkoła również mnie nie rozpieszcza - w samym styczniu mam do zdania dwie z trzech kwalifikacji zawodowych, a w maju czeka mnie rozszerzona matura z angielskiego (że też zachciało mi się poprawiać...). Grzybica oczywiście nie odpuściła jeszcze do końca i nie rozstaję się z Clotrimazolum. 21-go listopada mam umówioną wizytę u dermatologa, mam nadzieję że coś z tym w końcu zrobi...

Tytułowy zonk pielęgnacyjny wyszedł w sumie przypadkiem. Skończył mi się krem do twarzy, a że z funduszami kiepsko - poszperałam w szufladach i znalazłam krem Nivea. Taki zwykły, najzwyklejszy krem Nivea - ten sam, który kiedyś ponoć kładło się na usta, bo taka panowała moda :) Data ważności sugerowała konieczność szybkiego zużycia, więc cóż... zużywam, i ze zdziwieniem obserwuję pojawiające się zmiany. Odkąd używam tego kremu i dałam sobie spokój z podkładem, moja cera wreszcie wraca do siebie. Znacznie mniej niespodziewajek, jeśli już się pojawią - to sporadycznie. Jedyne z czym nadal mam problem to zaskórniki i rozszerzone pory, ale tego już raczej się nie pozbędę. Na czym polega zonk pielęgnacyjny? Ano na tym, że wcześniej używałam dopasowanych do mojego rodzaju skóry kosmetyków pewnej znanej firmy sprzedawanych głównie w aptekach, które dostałam w prezencie od siostry - i było DUŻO gorzej. Nie obwiniam tu firmy bo moja skóra potrafi być naprawdę kapryśna, ale... nie myślałam że uproszczenie pielęgnacji do mydła i kremu Nivea zrobi aż taką różnicę. Wygląda na to, że muszę bardzo zwracać uwagę na składy kremów i od tej pory będę przywiązywała do tego dużo większą wagę.

Pod kątem włosowym też trochę się zmieniło. Miałam ochotę na zmiany, i ich próbowałam - a to kolorowe końcówki (które kompletnie nie wyszły...), a to przymiarki do grzywki... Ostatecznie zdecydowałam się na ufarbowanie spodu włosów na czarno. Kiedyś już miałam tak ufarbowane włosy - z tą różnicą że kolorem dominującym był wtedy brąz, nie czerwień. Ograniczyłam też dość mocno używanie silikonów, ale widzę że moje włosy kompletnie się z takim stanem rzeczy nie zgadzają. Nakładam olej po każdym myciu włosów, serum silikonowe co dwa dni (lub codziennie, jeśli trzeba). Niestety, brakuje mi systematyczności w stosowaniu masek, odżywki, a także olejowaniu, na co włosy zaczynają narzekać. :(

W planach mam recenzję zaległych kosmetyków, m.in. Babydream, balsamu pod prysznic Nivea, odżywki w sprayu Isana, wspomnianej szamponetki, olejku do masażu Alterry i co mi tam jeszcze w łapki wpadnie. :)

Obecnie mam na włosy nałożoną szamponetkę o pewnym tajemniczym kolorze... Kto zgadnie, jakim? :)

Pozdrawiam! Miau!

PS: Chwilowo z niewyjaśnionych przyczyn nie mogę odpisywać na komentarze :/ złośliwość rzeczy martwych...

poniedziałek, 18 listopada 2013

Green Pharmacy - Jedwab w płynie: Serum na łamliwe końcówki

Po długiej nieobecności chciałabym opisać dla Was kosmetyk, którego poszukiwałam długo - a na który udało mi się wreszcie natknąć w jednej z drogerii należących do sieci Rossmann. Jest to specyfik zapewne doskonale Wam znanego rodzaju, a nosi on nazwę "jedwab do włosów".

W największym skrócie - takie preparaty to koktajl silikonów i różnych substancji kondycjonujących mający zabezpieczyć nam końcówki przed różnego rodzaju uszkodzeniami. Nazwa "jedwab" nie zawsze jest trafna - bywa bowiem, że taki preparat wcale nie ma nic wspólnego z proteinami jedwabiu, które według nazwy powinien zawierać. ;)
Na rynku dostępnych jest wiele produktów tego typu - chociażby jedwab Chi, Farouk (który odradzam ze względu na alkohol w składzie - przy dłuższym stosowaniu może nabroić), Marion (który bardzo sobie chwaliłam), a także Green Pharmacy - o którym właśnie będzie ta notka.

Zdjęcie wzięte z Internetu
Jak wspominałam - dłuuugo poszukiwałam tego serum. Zainteresowałam się nim po wielu pozytywnych recenzjach w blogosferze, a że akurat potrzebowałam takiego produktu (moje serum Oriflame Hair-X właśnie się skończyło, choć i tak kończyłam je z bólem...), to postanowiłam poszukać. Nie mogłam go niestety znaleźć w sklepach w swojej rodzinnej miejscowości (co mnie dziwi, bo jednak aż tak mała nie jest) - udało mi się go dorwać przy okazji wyjazdu.

Jak wygląda, widzicie na zdjęciu obok. Przepraszam, że wzięte z Internetu, ale po kilku tygodniach noszenia w torebce serum po prostu nie nadaje się do pokazania. Nadruk z etykietki niestety bardzo łatwo się ściera, i etykietka mojego opakowania serum nie jest już nawet czytelna - i to uważam za pierwszy minus produktu. Kolejnym minusem jest moim zdaniem dziwna nakrętka, która co prawda zabezpiecza pompkę przed przypadkowym naciśnięciem, ale nie chroni przed dostawaniem się do niej zanieczyszczeń (schowajcie kiedyś na szybko do torebki ciastko francuskie, nawet w woreczku...). Plusem jest za to przezroczysta buteleczka o pojemności 30 ml. Widać jak na dłoni, ile produktu jeszcze nam pozostało - bez żadnego rozkręcania opakowań, które niestety zdarzało mi się przy jedwabiach konkurencyjnych firm. Cena - około 10zł.

Co obiecuje nam producent?

"Mocno skoncentrowane serum wygładza końcówki włosów. Chroni je przed rozdwajaniem i uszkodzeniami. Daje jedwabisty efekt na całej długości. Przeznaczone do włosów cienkich delikatnych,łamliwych, wrażliwych, zmęczonych zabiegami fryzjerskimi. Lekka formuła nie obciąża, wzmacnia, a naturalne składniki dają lśniący i zdrowy wygląd. Olejek ryżowy i kameliowy wspiera regenerację uszkodzonej struktury,a ekstrakt aloesu i olejek cedrowy daje włosom nawilżenie. "

Sposób użycia: Rozprowadzić 1-2 kropelki serum na końcówki suchych lub zwilżonych włosów. Nie spłukiwać.

 Co piszczy w składzie?

Cyclopentasiloxane (silikon lotny, odparowujący z włosa), Dimeticonol (silikon łatwo zmywalny łagodnym szamponem, np. Babydream), Olea Europea (Olive) Fruit Oil (oliwa z oliwek), Aloe Barbadensis Extraxt (ekstrakt z aloesu), Oryza Sativa (rice) Germ Oil (olej ryżowy), Camellia Sasanqua (Camellia) Seed Oil (olej kameliowy), Pinus Sibirica Nut Oil (olej cedrowy), Parfum, Limonene , Citronellol ,Geraniol, Benzyl Alcohol, Benzyl Benzoate, Farnesol, Amyl Cinnamal.

Jak więc widzicie, skład całkiem przyjemny. Dużo olejków, ekstrakt z aloesu, łagodne silikony, zero parabenów, alkoholu czy SLS. Wrażliwcom radzę jednak uważać m.in. ze względu na Geraniol.
Mimo że skład jest dość przyjazny, tu pojawia się kolejny minus - wbrew nazwie produktu, nie zawiera on protein jedwabiu. Jedwab, który nie zawiera jedwabiu :) Patrząc jednak na to co ma w zamian myślę, że mogę mu to malutkie kłamstwo darować.

Jak spisuje się u mnie?

Dobrze. Powiedziałabym nawet, że bardzo dobrze. Serum jest przezroczyste, dość gęste, o bardzo przyjemnym słodkim zapachu. Bardzo przypadło mi do gustu :) Aplikacja serum jest w zasadzie bezproblemowa - pompka odmierza wystarczającą ilość, należy tylko rozetrzeć w dłoniach i nanieść serum na suche bądź końcówki. Po użyciu tego serum moje włosy są miękkie, wygładzone, i nie wyglądają aż tak strasznie ;) - a odkąd używam go regularnie widzę jakby nieco mniej zniszczeń.  Niezaprzeczalną zaletą tego produktu jest świetny skład za niską cenę, a także brak alkoholu, SLS i innych przykrych niespodzianek.

Czy kupię ponownie?

Zdecydowanie tak. Myślę, że to będzie stały mieszkaniec mojej włosowej kosmetyczki.

A Wy używacie tego serum? Jak sprawdza się u Was? A może znacie inne produkty tego typu które dobrze się spisują?


Pozdrawiam, miau! :)

 

Rubinowy Kot na tropie pielęgnacji włosów Template by Ipietoon Cute Blog Design