Przyszedł jednak moment, w którym moje paznokcie wołały o pomstę do nieba i położyłabym na nie wszystko, byleby zadziałało. Nie zrozumcie mnie źle - zawsze miałam słabe, rozdwajające się i łamiące pazurki, a zwykłe prace domowe w stylu zmywania były dla nich po prostu morderstwem (zwłaszcza, jeśli używałam druciaka). Dziwiło mnie to, biorąc pod uwagę że poza nieprzekraczającym jednak granic normy wypadaniem i zniszczeniami od farb nie narzekam na większe problemy z włosami (a wydawało mi się, że jeśli sypią się paznokcie - to i włosy), ale cóż było robić... Miałam porozglądać się za jakąś odżywką, ale ciągle to odkładałam - jednak poratowała mnie Pani Domu (pozdrawiam!), która akurat miała odżywki do oddania w dobre ręce i mogłam wybrać sobie te, które chcę przygarnąć. Wśród nich była właśnie Eveline Nail Therapy 6w1, którą widzicie na zdjęciach.
Stosuję ją namiętnie od momentu, kiedy ją dostałam - a było to w maju. W zasadzie od tamtego czasu nie miałam chyba "nagich" paznokci. Przy tym produkcie powstrzymam się od analizy składu bo zwyczajnie nie mam pojęcia na temat składników lakierów/odżywek do paznokci :( Jeśli jesteście ciekawe, odsyłam Was do posta Angel <KLIKNIJ TUTAJ>, od której sama sporo się nauczyłam jeśli chodzi o analizy składów (i wciąż się uczę). Niemniej ważną informacją jest to, że odżywka zawiera formaldehyd i ftalany. W innych okolicznościach pewnie marudziłabym na skład, ale patrząc na moje papierowe paznokcie... :(
Odżywka jest zamknięta w estetycznej, szklanej buteleczce kryjącej 12ml odżywki, na której można jednak znaleźć jedynie podstawowe informacje o produkcie (zapewne cała reszta znajduje się na kartonikowym opakowaniu, ale swoją odżywkę dostałam bez niego). Pędzelek jest odpowiedniej wielkości - bez problemu da się przy jego pomocy szybko pokryć płytkę odżywką. Sama odżywka wysycha całkiem szybko - no, przynajmniej pierwsza warstwa. Zdarzyło mi się położyć jeszcze drugą i wtedy wysychanie przebiegło nieco wolniej.
Nie stosowałam odżywki standardowo, według zaleceń producenta. W Internecie znalazłam informacje, że należy ją stosować w cyklach czterodniowych - czyli pierwszego dnia jedna warstwa, przez 3 następne dni codziennie kolejna, piątego dnia należy zmyć odżywkę zmywaczem i zacząć od początku. U mnie odżywka była stosowana bardziej jak lakier bezbarwny - tj 1 warstwa na dwa, trzy dni. Zmywałam i nakładałam nową warstwę przeważnie wtedy, kiedy zauważałam odpryski. Ot, taki ze mnie leniwy Kot :)
Czy są efekty? Są. Zdecydowanie. Na szczęście nie spotkały mnie żadne z nieprzyjemności, które spotkały wiele blogerek - żadnego zniszczenia, żółknięcia, czy też poważniejszych rzeczy. Paznokcie już się tak nie łamią, stały się dużo twardsze i wreszcie mam je dłuższe. Efekty możecie zobaczyć na zdjęciu (choć nie wyglądają najpiękniej i muszę je jeszcze ogarnąć, ale chodziło mi o to by pokazać długość) - 29-go czerwca musiałam obciąć paznokcie po tym, jak lakier zafarbował mi płytkę na niebiesko, a spieszyłam się na zakończenie roku szkolnego i nie miałam czasu ich malować od nowa. Przez niemalże miesiąc więc urosły tyle, samej odżywki używam już grubo ponad dwa miesiące. Czasem lubią się rozdwoić, ale na dużo mniejszą skalę niż wcześniej.
Powinnam więc być zadowolona - i, mimo że to prawdziwa bomba chemiczna - niby jestem. Niby tak, bo paznokcie w końcu są dłuższe i twardsze. Niestety, wygląda jednak na to, że będę musiała przerwać stosowanie. Podczas stosowania zauważyłam dość niepokojącą rzecz, jaką było... pieczenie paznokci (czasem też oczu, jeśli malowałam paznokcie przy zamkniętym oknie). Z początku to lekceważyłam ("pieczenie paznokci" brzmiało dla mnie trochę irracjonalnie i nie pojawiało się ono zawsze), ale wczoraj pieczenie przeszło samo siebie. Nałożyłam wieczorem na paznokcie dwie warstwy odżywki i piekło tak, że nie mogłam zasnąć, a to może oznaczać alergię na któryś ze składników (albo na sam formaldehyd). Pierwszy raz coś takiego mi się zdarzyło i szczerze mówiąc jestem tym trochę niemiło zaskoczona... Nawet teraz, kiedy piszę tego posta, niektóre paznokcie potrafią boleć przy pisaniu. Zaznaczę tylko, że nie jestem jakoś szczególnie wrażliwa na ból.
Podsumowując - fajnie, że działa i nie zniszczyła mi bardzo paznokci. Niefajnie, że jest tak napakowana chemią. Formaldehyd może być sprzymierzeńcem, ale i wrogiem - jak zresztą podpowiada moja (najwyraźniej) alergia. Od maja zdążyłam zużyć pół buteleczki - na razie odżywka powędruje na półkę i spróbuję czegoś innego. Biorąc pod uwagę jej skład i to, jak skrajnie różne były efekty jej zastosowania u różnych osób, nie mogę polecić Wam tej odżywki. U mnie w miarę się spisała, ale nie chcę mieć na sumieniu Waszych pazurków - a to, jaki efekt dałaby na Waszych paznokciach to czysta loteria...
Dzień po napisaniu tej recenzji (miała pójść z automatu, ale coś źle ustawiłam) i po zmyciu odżywki zauważyłam objawy onycholizy na kilku paznokciach. Do tego pionowe bruzdy idące przez dwa paznokcie, ale widziałam je już wcześniej i myślałam, że to wina diety... Oj, nieładnie... :(
W kociej skali mogę dać jej 2/6.
Pozdrawiam!