czwartek, 13 marca 2014

Rosyjska odżywka do włosów "Piwo i Pszenica"

Odżywka, którą widzicie na zdjęciu, towarzyszy mi od miesiąca. Jest to jeden z produktów, który znalazł się zarówno w zwykłej, jak i limitowanej wersji rosyjskiego pudełka PinkJoy. Zebrała wiele pozytywnych opinii w Blogosferze i czytając kolejne recenzje miałam na nią coraz większą ochotę, dlatego ucieszyłam się kiedy otworzyłam swoje limitowane pudełko (zawartość do końca była tajemnicą) i znalazłam w nim właśnie wielką tubę odżywki. Z tej radości aż odstawiłam świeżo kupioną odżywkę Timotei Precious Oils. Jeśli chcesz wiedzieć jak się sprawdziła propozycja PinkJoy - czytaj dalej. ;)

Opakowanie:
Odżywkę dostajemy w (moim zdaniem) wielkiej tubie o pojemności 200ml i owa tuba to pierwsze, co rzuciło mi się w oczy po otworzeniu pudełka. Zajmowała praktycznie całe, a reszta kosmetyków była ułożona wokół niej. Osobiście uważam, że w przypadku odżywki do włosów opakowanie w formie tuby nie jest zbyt trafione, buteleczki przemawiają do mnie bardziej. Rozmiar tuby też jest chyba nieco przesadzony - wspomniana Timotei Precious Oils w 200ml buteleczce jest mniejsza od jej piwnej koleżanki. Plastik jest nieprzezroczysty, ale jeśli spojrzy się pod światło widać, ile produktu jest. Tak też zrobiłam po otrzymaniu PinkJoy i jakoś dziwnie się poczułam widząc, że tuba jest wypełniona w 3/4, a może i trochę mniej. Nie mówię że zostałam oszukana - po prostu powstaje takie dziwne wrażenie, któremu mniejsze opakowanie mogłoby spokojnie zaradzić.
Tuba zakończona jest dozownikiem, który - choć wydaje się mały - dobrze spełnia swoje zadanie. Zakrętka dobrze współpracuje z mokrymi rękoma. Szatę graficzną całości oceniam pozytywnie - jest całkiem ciekawa :)


Skład:

Aqua (woda), Cetearyl Alcohol (natłuszczacz), Parfum (kompozycja zapachowa), Cetrimonium Chloride (konserwant, nabłyszcza, ułatwia rozczesywanie), Behentrimonium Chloride (konserwant, mocno oczyszcza skórę i włosy, ma właściwości antystatyczne, wygładza, ułatwia rozczesywanie), Ceteareth-20 (PEG, emulgator, nie wolno używać na podrażnioną i uszkodzoną skórę), Panthenol (nawilża, działa przeciwzapalnie, mocno stymuluje odnowę skóry i procesy gojenia, łagodzi podrażnienia), Propylene Glycol (nawilża), Isopropyl Alcohol (działanie odtłuszczające, oczyszczające, ale to środek rozpuszczający pochodzenia chemicznego i jest toksyczny), Glycerin (działa osłonowo, łagodzi, nawilża, wygładza) , Beer (piwo - o jego wpływie na włosy pisałam tutaj <klik>), Triticum Vulgare (Wheat) Germ Oil (ekstrakt z pszenicy - działa łagodząco i wygładzająco), Glycine Soja (Soybean) Oil (olej sojowy), Citric Acid (kwas cytrynowy - zmiękczacz, konserwant, przeciwutleniacz), Lactic Acid (kwas mlekowy - działa przeciwstarzeniowo, antybakteryjnie, nawilża), Methylparaben (konserwant), Ethylparaben (konserwant), Methylchloroisothiaizolinone (konserwant), Methylisothiazolinone (konserwant), Hydroxyisohexyl 3-Cyclohexene Carboxaldehyde (syntetyczna substancja zapachowa, zapach kwiatowy)

Rosyjskie kosmetyki zyskały uznanie w większości za naturalne składy, jednak ten powyżej nie pasuje do tego opisu. Kompozycja zapachowa bardzo wysoko w składzie, zaraz po niej chemia przetykana czasem czymś dobrym. Sporo składników wygładzających, kilka o działaniu antystatycznym. Moim zdaniem - gdyby przymknąć oko na chemię - ta odżywka mogłaby się sprawdzić na włosach nie wymagających superbogatej pielęgnacji. Co ciekawe, odżywka nie zawiera silikonów. Cieszy, że faktycznie zawiera wspomniane piwo i wyciąg z pszenicy. Nie cieszy duża ilość chemii i konserwantów.


Konsystencja i zapach:
Niezbyt gęsta maź (może nawet odrobinę za rzadka), półtransparentna, koloru białego. Łatwo się rozprowadza. Zapach jest bardzo mocny i po użyciu pozostaje we włosach, jednak nie jest to - jak możnaby pomyśleć - zapach typowo piwny, mi bardziej kojarzy się z drożdżami. Moim zdaniem jest przyjemny, choć na dłuższą metę może męczyć. Tyle dobrego że nie pachniemy jak pan Zdzisiu spod monopolowego :)

Wrażenia z użytkowania:
Po pierwszym użyciu byłam nią zachwycona. Włosy były niesamowicie błyszczące, takie "sypkie", gładkie, rozczesywały się bez problemu. Z każdym kolejnym jednak coraz bardziej rzucały mi się w oczy wady tej odżywki. Po pierwsze - końcówki poskarżyły mi się na brak silikonów, a przy moich włosach to mus. Po drugie - włosy już na drugi dzień po umyciu (a myję je co 3-4 dni, bo częściej nie trzeba) zaczynały "marnieć", nie mówiąc o tym, że (mimo zawartości antystatyków) włosy elektryzowały się jak szalone, choć zwykle tego nie robią! Domyślam się, że na moje włosy to po prostu zbyt lekka artyleria i potrzebują bogatszego składu... Kolejną wadą (początkowo braną za zaletę) był pozostający we włosach zapach. On jest fajny, póki nie musicie wyrwać z kopytka za podjeżdżającą na sam koniec peronu SKM-ką. Udało mi się dobiec do rzeczonej SKM-ki, ale zgrzałam się i zaciągnięcie się zapachem odżywki jedynie mnie dobiło - po prostu zaczęło mnie mdlić.

Czy kupię ponownie?
Nie. Raz że słabo dostępna, dwa - moje włosy jej nie lubią. Wykończę bo niewiele mi jej zostało, ale nie przewiduję kontynuowania tej znajomości.
Ocena: 2/5

Wiem, że wiele z Was było zadowolonych z tej odżywki. Jak spisywała się u Was? A może wolicie inną? :)

Pozdrawiam! 


poniedziałek, 10 marca 2014

Hardkorowo... czyli peeling do twarzy "Czysta Linia"!

Witajcie!

Na początku tego posta chciałabym Was przeprosić za moją kilkudniową nieobecność. Musiałam się też trochę pozbierać po tym, co zobaczyłam parę dni temu, a w weekend miałam zjazd w szkole. Te z Was, które lubią profil bloga na Facebooku pewnie kojarzą, o co chodzi z tym, co zobaczyłam... W telegraficznym skrócie mogłabym napisać, że złapałam focha na cały świat w związku z okrucieństwem, jakie spotkało pewnego małego kotka. Nie godzę się, nigdy się nie godziłam i nigdy się nie zgodzę na okrucieństwo wobec zwierząt, stąd to co zobaczyłam dosłownie mnie załamało. Ale dość już o tym... Mam nadzieję, że nie macie mi tego za złe.

Zmieniając temat na mniej ponury - powyższy materiał na zupełnie inny post - dziś chciałabym pokazać Wam peeling do twarzy Czysta Linia, który dostałam w limitowanej edycji pudełka PinkJoy. 

Od producenta:

"Zawarte w peelingu drobiny pestek moreli wygładzają i delikatnie stymulują regenerację komórek skóry, a rumianek pomaga zmniejszyć podrażnienia i zaczerwienienia. Skóra staje się dokładnie wygładzona, oczyszczona i lepiej wchłania składniki zawarte w kremach czy maseczkach."

Opakowanie:

Peeling mieszka sobie w ładnej, zielonej tubeczce o pojemności 50ml. Niestety nie potrafię czytać cyrylicy więc niewiele Wam powiem odnośnie tego co jest na tubeczce napisane. Problematyczne jest to, że tubka nie jest przezroczysta i nie widać ile jeszcze produktu zostało, ale myślę że w przypadku peelingu da się to przeżyć.
Otwór tubki jest wystarczająco duży by nie utrudniać aplikacji kosmetyku. Ostatecznie to peeling do twarzy, więc nie potrzebujemy masakrycznie dużego dozownika - nie mówiąc już, że byłby problematyczny, bo co w przypadku zaaplikowania sobie zbyt dużej ilości? :)


Wygląd, zapach i konsystencja:

Powiem szczerze - kiedy czekając na swoje pudełko przeglądałam recenzje peelingu w sieci, byłam trochę przerażona. Na zdjęciach wyglądał jak mało zachęcająca, szaro-brązowa breja z drobinkami ściernymi. Dziś już tak nie zwracam uwagi na wygląd, a na działanie kosmetyku, ale wtedy byłam mocno zaskoczona :D Na szczęście w rzeczywistości nie jest tak strasznie. Peeling to średnio-gęsta masa koloru beżowego z zatopionymi w niej zmielonymi pestkami moreli. Bardzo dobrze rozprowadza się na skórze i dobrze się jej trzyma - nie ma problemu ze spływaniem. Pachnie przyjemnie, choć zdania bywają różne co do zapachu - jedni twierdzą, że pachnie owocami, a ja wyraźnie czuję rumianek. Pomimo niewinnego wyglądu drobinki pestek moreli są dość ostre i mocno ścierają naskórek, więc nie należy go używać częściej niż 1-2 razy na tydzień. Więcej może być po prostu za mocno... 


Złapałam dla Was trochę słońca. :)


Skład:
Aqua (woda), Prunus Armeniaca (Apricot) (morela), Silica (krzemionka, naturalny minerał, matuje), Glycereth-2 Cocoate (emolient, kondycjonuje), Cetearyl Alcohol (natłuszcza), Paraffinum Liquidum (parafina), Glyceryl Stearate(zmiękczacz, wrażliwców może podrażnić), Glycerin (gliceryna), Dimethicone (silikon), Zea Mays (Corn) Oil (olej z kukurydzy?), Kaolin (glinka, często występuje w naturze), Stearic Acid (stabilizator emulsji, ułatwia docieranie substancji aktywnych w głębsze warstwy skóry), Urea (mocznik, poniżej 10% nawilża, powyżej 10% złuszcza), Glycine Soya (Soybean) Oil (olej sojowy), Chamomilla Recutita (Matricaria) Flower/Leaf Extract (ekstrakt z rumianku), Ethylhexylglycerin (konserwant pochodzenia naturalnego, humektant), Potassium Cetyl Phosphate (emulgator pochodzenia roślinnego), Palmitic Acid (składnik konsystencjotwórczy), Sodium Lauryl Sulfate (silny detergent), PEG-40 Hydrogenated Castor Oil (chemicznie zmieniony olej rycynowy), Sodium Sulfate (siarczan sodu), Triethanolamine (chemiczny regulator PH, wysusza, może być toksyczny jeśli stosowany długo), Sodium Chloride (sól, tu wzmacnia właściwości ścierne), Xanthan Gum (stabilizator, zagęstnik, nie wchodzi w konflikty ze skórą), Disodium EDTA (syntetyczny stabilizator, często zanieczyszczony, może działać drażniąco), Parfum (substancja zapachowa), Methylisothiazolinone (chemiczny konserwant, może wywoływać alergię), Phenoxyethanol (półsyntetyczny środek konserwujący, niby alternatywa dla parabenów, ale szkodzi układom nerwowym zwierząt), Butylphenyl Methylpropional(składnik kompozycji zapachowej), Hexyl Cinnamal (syntetyczna gliceryna użyta tu jako składnik kompozycji zapachowej, może uczulać), Limonene (składnik kompozycji zapachowej), Linalool (składnik kompozycji zapachowej, potencjalny alergen)

Jak widzicie, skład średni. Jest trochę dobroci, ale jest też "trochę" chemii. No i parafina.

Wrażenia z używania:

Pomimo faktu, iż moja skóra jest w otwartym konflikcie z parafiną, postanowiłam wypróbować ten peeling. Używałam go od momentu otrzymania PinkJoy tak, jak jest zalecane - czyli 1-2 razy w tygodniu, nie dłużej niż 1 minutę. Zaraz po użyciu peelingu zapobiegawczo myłam twarz białoruskim żelem do mycia twarzy z tej samego boxa, ale nie wiem czy to pomogło parafinie w jakikolwiek sposób odczepić się od mojej twarzy :P

Pierwszą rzeczą jaką mnie zaskoczyła była ostrość drobinek - czułam się, jakbym przecierała sobie twarz papierem ściernym. Po zmyciu peelingu ciepłą wodą okazywało się jednak, że nie było aż tak źle - twarz była zaróżowiona, ale wygładzona i taka... ładna. Suche skórki zniknęły. Nie odnotowałam żadnych podrażnień, które mogłyby wystąpić po użyciu peelingu. Miły zapach umila użytkowanie.

Czy kupię ponownie?

Raczej nie, bo nie ma cudownego składu, do tego jest niedostępny w Polsce. Wiem że ma być dostępny w sklepie PinkJoy, który kiedyś w końcu ruszy - ale wciąż skłaniam się raczej ku spróbowaniu czegoś innego.

Pisanie posta nadzorował mój starszy kiciuś :)
Kociego nadzoru uniknąć się nie da!

Podsumowując: 3/5

Co o nim myślicie? Używałyście? A może macie jakieś propozycje co do peelingów "twarzowych"? :) 

Pozdrawiam i życzę tak ładnej wiosny jak ta za moim oknem!

poniedziałek, 3 marca 2014

Marzec miesiącem olejowania

źródło: blog Anwen ;)

Jak zapewne widziałyście, Anwen organizuje nową akcję - Marzec Miesiącem Olejowania. W skrócie polega ona na tym, by przez miesiąc olejować włosy przed KAŻDYM myciem. Jeśli czyjeś włosy nie lubią tak częstego olejowania można to ograniczyć, ale dobrze byłoby chociaż spróbować - prawda? ;)
Jak tylko zobaczyłam jej post wiedziałam, że się zgłaszam. A Wy? :)

Moje włosy akurat nie przepadają za olejowaniem przed myciem (a przynajmniej takie odniosłam wrażenie), ale myślę że powinnam dać im dłuższy czas na sprawdzenie ich preferencji. A nuż widelec takie olejowanie się sprawdzi?
Używanymi przeze mnie olejami będą olejek do masażu Alterry (migdały i papaja) i olejek ze słodkich migdałów, który trafił mi się w Shinybox - ale ten drugi będzie uzupełniająco, np. co tydzień. Jest to pewne złamanie wymogów akcji ponieważ Anwen chciałaby, by używać tylko jednego oleju, ale raz na jakiś czas chyba nie zaszkodzi. :) Akcję rozpoczynam od dziś.

O akcji można przeczytać i zgłosić się do niej tutaj <klik>.

Co myślicie o takich akcjach? Przyłączycie się? :)

Pozdrawiam!







PS: Wchodzę dziś na bloga, a tu 2014 wyświetleń i 17 obserwatorów <3 Dziękuję!
 

Rubinowy Kot na tropie pielęgnacji włosów Template by Ipietoon Cute Blog Design