Ostatnimi czasy większość pielęgnacji kupuję w Yves Rocher. Mam ich sklep w miarę blisko, a promocje czynią ceny całkiem ludzkimi. Tego dnia chciałam kupić ich płyn dwufazowy, który poleciła mi ekspedientka i który rzeczywiście dawał radę nawet tak mocnemu makijażowi jak mój, ale niestety nie było go na stanie. Zamiast niego zaproponowano mi Wodę do demakijażu twarzy i oczu Pur Bleuet z wyciągiem z bławatka. Nie byłam zbytnio przekonana (chciałam moją dwufazówkę! :( ), ale cena nie była straszna, a ja potrzebowałam czegoś na już, teraz, zaraz - w sumie to na wczoraj. Tak więc woda, wraz z pomadką którą tego dnia kupiłam w promocji (Dzień Szminki w Yves Rocher!) znalazła swoje nowe miejsce - w moich łapkach.
Jak już wspomniałam - nie byłam przekonana. Niby to ta sama seria, ale jakoś miałam do tej wody sporą dozę dystansu. Co prawda opakowanie bardzo mi się podoba - wysoka, smukła, niebieska butelka z ładną szatą graficzną, wspomnianym bławatkiem na etykiecie i dużym otworem w nakrętce, dzięki któremu nie musimy zaciskać na butelce dłoni niczym imadło, byle tylko coś z niej wydobyć - ale do pierwszego użycia byłam jakaś nieufna. Pierwszym zaskoczeniem była konsystencja - jeśli na etykiecie napisane jest (a jest jak najbardziej), że dany kosmetyk to woda do demakijażu, to spodziewam się czegoś o konsystencji wody. Tymczasem na wacik wypłynął mi... dość wodnisty żel. W pierwszej chwili myślałam że może była źle przechowywana, ale nie - ona po prostu taka jest, co potwierdził mi opis z tylnej etykiety. Pomyślałam - okej, twarzy mi przecież nie wypali (chociaż płyn z Biedronki próbował).
Jak się okazało, woda nie daje sobie rady z moim makijażem oczu tak dobrze, jak jej siostrzana dwufazówka. Nie ma się czemu dziwić - naprawdę mocno maluję oczy i tu potrzeba czołgu, żeby zmyć wszystko za pierwszym razem. Pierwsza aplikacja usuwa większość makijażu i resztę rozmazuje w gustowną pandę, której z kolei spokojnie daje radę drugi wacik i druga porcja żelu. Bez problemu natomiast zmywa podkłady, róże, korektory, rozświetlacze, bronzery, no - wszystko, co można położyć na twarz. ;) Zauważyłam, że niesamowicie szybko radzi sobie z moim linerem do brwi, który według producenta ma trzymać się aż 12 godzin.
Kolejną ważną rzeczą jest to, że ten kosmetyk nie sprawia mi żadnego dyskomfortu przy używaniu. Wręcz przeciwnie - żel nie podrażnia oczu ani skóry, nie powoduje najmniejszego łzawienia, a skórę pozostawia oczyszczoną i gładką. Muszę przyznać, że moje uprzedzenie - przynajmniej co do wrażeń z użytkowania - było nieuzasadnione.
W składzie mamy, w kolejności:
- wodę;
- methylpropanediol, który jest składnikiem organicznym pochodzenia chemicznego - nawilża, pomaga w transportowaniu substancji w głąb skóry, według badań jest dla nas bezpieczny;
- wspomniana woda z bławatka - wysoko w składzie :)
- poloxamer 148 - usuwa brud i zanieczyszczenia;
- polyglyceryl-4 caprate - stabilizujący formułę emulgator pochodzenia roślinnego;
- benzyl alcohol - konserwant pochodzenia chemicznego;
- phenoxyetanol - konserwant, alternatywa dla parabenów;
- oleth-20 - emulgator, tworzy mieszankę miceli, pomaga stworzyć emulsję i usuwa zanieczyszczenia;
- acrylates/c10-30 alkyl acrylate crosspolymer - stabilizuje emulsję, poprawia lepkość, wygładza, nabłyszcza i zmiękcza;
- sodium hydroxide - wodorotlenek sodu, regulator pH;
- tetrasodium EDTA - syntetyczny konserwant działający przeciwbakteryjnie i przeciwgrzybiczo, zapobiegający zmianom w konsystencji, zapachu i wyglądzie kosmetyku, niestety często zanieczyszczony przez co może podrażniać;
- sodium benzoate - konserwant, alergicy powinni na niego uważać;
- potassium sorbate - konserwant, uniemożliwiający mikroorganizmom rozwijanie się w kosmetyku w trakcie jego używania.
Muszę przyznać, że składem jestem zawiedziona. Nie jestem chemikiem i nie posiadam takiej wiedzy, ale wystarczy trochę pogrzebać w Internecie, by zidentyfikować składniki. Naprawdę, szkoda, bo działanie produktu mi się podoba - jednak jak na firmę produkującą "kosmetyki naturalne, roślinne i ekologiczne" skład jest moim zdaniem, no... średni - zwłaszcza, że za 200ml opakowanie producent życzy sobie 21zł (choć często można go dostać w promocjach, ja nie dałam za niego więcej niż 15zł).
Cóż, że działanie fajne, jeśli skład średni. Może kiedyś do niego wrócę, jest przyjemniaczkiem, ale na razie - ku swojemu ubolewaniu - poszukiwania idealnego płynu do demakijażu uznaję za wciąż niezakończone.
PS: A jeśli zaintrygował Was wilczek z poduszki (kocham Biedronkę za tego typu wynalazki), zaprasza on Was tutaj -> http://www.godzinadlaziemi.pl/
nie znałam go wcześniej, marka ma to do siebie, że albo trafia się na perełki od nich lub całkowite bubelki.
OdpowiedzUsuńWidzę właśnie... :(
UsuńNie miałam nigdy tej wody średnio mnie ona kusi :) Z YR najbardziej chyba lubię żele pod prysznic.
OdpowiedzUsuńŻele są genialne! :)
UsuńNie znam jej, a skład rzeczywiście "niekoniecznie". W moim guście też nie jest.
OdpowiedzUsuńMiałam płyn dwufazowy do demakijażu z bławatkiem. Muszę sprawdzić jego skład...