poniedziałek, 14 marca 2016

Yves Rocher - woda do demakijażu Pur Bleuet

Po nieciekawych przygodach z różowym płynem micelarnym z Biedronki nabrałam sporo ostrożności, jeśli chodzi o kosmetyki do demakijażu. Nie chcę już powtarzać tego, co przerobiłam z wspomnianym gagatkiem - łzawienie, pieczenie i potoki łez codziennie rano i wieczorem. W zasadzie tęsknię za czasami, kiedy mogłam po prostu umyć twarz wodą i czymś myjącym, co było pod ręką - teraz mając świadomość posiadania bardzo suchej skóry (uparcie ocenianej w przeszłości jako normalna ze skłonnością do przetłuszczania się). którą używanie wody dodatkowo przesuszy, czegoś takiego po prostu nie popełnię - chyba że w ostateczności. Taki stan rzeczy zmusił mnie do poszukiwań idealnego produktu do demakijażu i oczyszczania skóry.





Ostatnimi czasy większość pielęgnacji kupuję w Yves Rocher. Mam ich sklep w miarę blisko, a promocje czynią ceny całkiem ludzkimi. Tego dnia chciałam kupić ich płyn dwufazowy, który poleciła mi ekspedientka i który rzeczywiście dawał radę nawet tak mocnemu makijażowi jak mój, ale niestety nie było go na stanie. Zamiast niego zaproponowano mi Wodę do demakijażu twarzy i oczu Pur Bleuet z wyciągiem z bławatka. Nie byłam zbytnio przekonana (chciałam moją dwufazówkę! :( ), ale cena nie była straszna, a ja potrzebowałam czegoś na już, teraz, zaraz - w sumie to na wczoraj. Tak więc woda, wraz z pomadką którą tego dnia kupiłam w promocji (Dzień Szminki w Yves Rocher!) znalazła swoje nowe miejsce - w moich łapkach.




Jak już wspomniałam - nie byłam przekonana. Niby to ta sama seria, ale jakoś miałam do tej wody sporą dozę dystansu. Co prawda opakowanie bardzo mi się podoba - wysoka, smukła, niebieska butelka z ładną szatą graficzną, wspomnianym bławatkiem na etykiecie i dużym otworem w nakrętce, dzięki któremu nie musimy zaciskać na butelce dłoni niczym imadło, byle tylko coś z niej wydobyć - ale do pierwszego użycia byłam jakaś nieufna. Pierwszym zaskoczeniem była konsystencja - jeśli na etykiecie napisane jest (a jest jak najbardziej), że dany kosmetyk to woda do demakijażu, to spodziewam się czegoś o konsystencji wody. Tymczasem na wacik wypłynął mi... dość wodnisty żel. W pierwszej chwili myślałam że może była źle przechowywana, ale nie - ona po prostu taka jest, co potwierdził mi opis z tylnej etykiety. Pomyślałam - okej, twarzy mi przecież nie wypali (chociaż płyn z Biedronki próbował).


Jak się okazało, woda nie daje sobie rady z moim makijażem oczu tak dobrze, jak jej siostrzana dwufazówka. Nie ma się czemu dziwić - naprawdę mocno maluję oczy i tu potrzeba czołgu, żeby zmyć wszystko za pierwszym razem. Pierwsza aplikacja usuwa większość makijażu i resztę rozmazuje w gustowną pandę, której z kolei spokojnie daje radę drugi wacik i druga porcja żelu. Bez problemu natomiast zmywa podkłady, róże, korektory, rozświetlacze, bronzery, no - wszystko, co można położyć na twarz. ;) Zauważyłam, że niesamowicie szybko radzi sobie z moim linerem do brwi, który według producenta ma trzymać się aż 12 godzin.
Kolejną ważną rzeczą jest to, że ten kosmetyk nie sprawia mi żadnego dyskomfortu przy używaniu. Wręcz przeciwnie - żel nie podrażnia oczu ani skóry, nie powoduje najmniejszego łzawienia, a skórę pozostawia oczyszczoną i gładką. Muszę przyznać, że moje uprzedzenie - przynajmniej co do wrażeń z użytkowania - było nieuzasadnione.


W składzie mamy, w kolejności:
  • wodę;
  • methylpropanediol, który jest składnikiem organicznym pochodzenia chemicznego - nawilża, pomaga w transportowaniu substancji w głąb skóry, według badań jest dla nas bezpieczny;
  • wspomniana woda z bławatka - wysoko w składzie :)
  • poloxamer 148 - usuwa brud i zanieczyszczenia;
  • polyglyceryl-4 caprate - stabilizujący formułę emulgator pochodzenia roślinnego;
  • benzyl alcohol - konserwant pochodzenia chemicznego;
  • phenoxyetanol - konserwant, alternatywa dla parabenów;
  • oleth-20 - emulgator, tworzy mieszankę miceli, pomaga stworzyć emulsję i usuwa zanieczyszczenia;
  • acrylates/c10-30 alkyl acrylate crosspolymer - stabilizuje emulsję, poprawia lepkość, wygładza, nabłyszcza i zmiękcza;
  • sodium hydroxide - wodorotlenek sodu, regulator pH;
  • tetrasodium EDTA - syntetyczny konserwant działający przeciwbakteryjnie i przeciwgrzybiczo, zapobiegający zmianom w konsystencji, zapachu i wyglądzie kosmetyku, niestety często zanieczyszczony przez co może podrażniać; 
  • sodium benzoate - konserwant, alergicy powinni na niego uważać;
  • potassium sorbate - konserwant, uniemożliwiający mikroorganizmom rozwijanie się w kosmetyku w trakcie jego używania.


Muszę przyznać, że składem jestem zawiedziona. Nie jestem chemikiem i nie posiadam takiej wiedzy, ale wystarczy trochę pogrzebać w Internecie, by zidentyfikować składniki. Naprawdę, szkoda, bo działanie produktu mi się podoba - jednak jak na firmę produkującą "kosmetyki naturalne, roślinne i ekologiczne" skład jest moim zdaniem, no... średni - zwłaszcza, że za 200ml opakowanie producent życzy sobie 21zł (choć często można go dostać w promocjach, ja nie dałam za niego więcej niż 15zł).

Cóż, że działanie fajne, jeśli skład średni. Może kiedyś do niego wrócę, jest przyjemniaczkiem, ale na razie - ku swojemu ubolewaniu - poszukiwania idealnego płynu do demakijażu uznaję za wciąż niezakończone.

PS: A jeśli zaintrygował Was wilczek z poduszki (kocham Biedronkę za tego typu wynalazki), zaprasza on Was tutaj -> http://www.godzinadlaziemi.pl/

5 komentarze:

  1. nie znałam go wcześniej, marka ma to do siebie, że albo trafia się na perełki od nich lub całkowite bubelki.

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie miałam nigdy tej wody średnio mnie ona kusi :) Z YR najbardziej chyba lubię żele pod prysznic.

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie znam jej, a skład rzeczywiście "niekoniecznie". W moim guście też nie jest.
    Miałam płyn dwufazowy do demakijażu z bławatkiem. Muszę sprawdzić jego skład...

    OdpowiedzUsuń

Zachęcam do komentowania - jestem początkującą włosomaniaczką, więc w przypadku pisania przeze mnie bzdur wszelkie poprawianie jest jak najbardziej mile widziane ;)
Pamiętajmy jednak o tym, że dyskusja NIE POLEGA na wzajemnym obrzucaniu się błotem. Chyba nie jesteśmy tutaj, by psuć sobie humory, prawda?

 

Rubinowy Kot na tropie pielęgnacji włosów Template by Ipietoon Cute Blog Design