"Reklama dźwignią handlu". Niby hasło znane od lat i niby wiadomo, że marketingowcy potrafią się posunąć do wielu sztuczek, byleby tylko odpowiednio zareklamować produkt. Trików jest wiele i być na co dzień może nie ze wszystkich zdajemy sobie sprawę, ale możnaby pomyśleć, że we wszystkim - również i w reklamie - są granice, których przekraczać się nie powinno.
Ludzie zajmujący się reklamą mają ciężkie zadanie. Muszą oni nie tylko przykuć naszą uwagę, byśmy zauważyli właśnie tą, a nie inną reklamę, ale do tego sprawić, by zapadła nam ona w pamięć i byśmy kojarzyli sobie produkt w sposób pozytywny, dlatego każdy balsam sprawi, że nasza skóra będzie jak jedwab, tusz do rzęs sprawi nam rzęsy do nieba, a odchudzający suplement diety zrobi z nas supermodelki. I tu powstaje problem - jak dotrzeć do ludzi? Jak zbudować u nich pozytywne skojarzenie z wybranym produktem?
Nie uważam się za osobę szczególnie "sztywną". Mam jakieśtam poczucie humoru, potrafię docenić dobry żart i uważam, że śmiać się można z niemalże wszystkiego (poza rzeczami mocno negatywnymi), ale szlag mnie trafia, kiedy tyczą się one tylko jednego. Tak - TEGO. Zakonnicą czy dewotką nie jestem i nie będę, ale wciąż humor bazujący
jedynie na seksie i dwuznacznościach budzi mój niesmak i jest jedną z najprostszych dróg do zniechęcenia mnie do siebie. Taka pozostałość po czasach, kiedy miałam znajomych do przesady lubujących się w takich dowcipach i mimo że prywatnie całkiem ich lubiłam, czasem dłuższe przebywanie w ich towarzystwie kończyło się tak:
Dowcipy z podtekstami mogą być zabawne, jasne - póki nikogo nie obrażają i nie są przesadnie wulgarne. I jeden, może dwa. Nie osiemnaście.
Wróćmy jednak do tematu reklam. Jak wiadomo, najprostszymi - i najbardziej według mnie podłymi - środkami, jakiego można użyć, by zaistnieć w umysłach odbiorców reklamy jest szok, kontrowersja i budzenie skojarzeń seksualnych. Jakiejś części społeczeństwa taka reklama się spodoba i kupią produkt, a tych, którzy będą zniesmaczeni, nazwą moherami względnie obsypią całym zestawem innych epitetów. Ci, którym taki sposób reklamowania się nie spodoba, będą mniej lub bardziej głośno narzekać zgłaszać reklamy czy to do Komisji Etyki Reklamy, czy od razu do Chamletów (które już chyba nie są organizowane), ale przecież o to właśnie chodzi. Nieważne, jak - byleby mówili.
Przesadna seksualizacja reklam jest już, niestety, standardem. O kreatywności "specjalistów" od reklamy przekonałam się o tym niejednokrotnie czy to w swoim mieście, czy podróżując, kiedy nawet kurczak z rożna reklamowany był rozebraną panią z napisanym obok niewybrednym tekstem. I wiecie co? Drażni mnie to. Drażni mnie sprowadzanie wszystkiego do naszych najbardziej prymitywnych instynktów, budowanie wszystkiego na kontrowersjach. Czy naprawdę "reklamowcy" uważają nas za idiotów, którzy - jak tylko zobaczą kawałek odsłoniętego ciała - polecą kupować ich produkty? I dlaczego nawet takie rzeczy, jak blachodachówki czy tarcze do szlifierek reklamowane są przy pomocy kobiecego ciała?
Może mi ktoś wytłumaczyć, co ma piernik do wiatraka?
Poniżej parę przykładów takiej błyskotliwości, znalezionych czy to na
SzczucieCycem.pl, czy w innych odmętach Internetu:
|
Tarcze do szlifierek - erotic edition?! |
|
A tu o co chodzi? |
|
To chyba znamy wszyscy :) |
I absolutni mistrzowie;
|
Tę reklamę widziałam na żywo. Na marginesie - obecnie mają reklamę
z półnagim facetem. :) |
|
Wspomniany wyżej kurczak. Istnieje naprawdę, widziałam
bodajże w Wolinie. |
Co o tym myślicie? Podoba Wam się taka forma przekazu? Same produkty nic nie są winne, ale sposób zareklamowania...
Pozdrawiam!
Naprawdę są niesmaczne i zniechęcające do bólu :/ Po prostu odrzuca w kosmos :D
OdpowiedzUsuńmocno przesadzone i bardzo odrzucające! dobra reklama nie musi składać się z kawałka cycka i skąpych majtek...
OdpowiedzUsuń