piątek, 18 marca 2016

Kocim okiem: Pasażerowie z piekła rodem

Początkowo miałam zamiar opisać Wam kilka pomadek, które kupiłam ostatnio, ale mój aparat wyjątkowo schrzanił zdjęcia które im robiłam. Chciałam je powtórzyć, pogoda niespecjalnie na to pozwoliła... Szaro, buro, światła nie ma, a do tego na zewnątrz jest jedna wielka ściana wody.

Jak pewnie wiecie chociażby z postów na fanpage'u, od pewnego czasu podróżuję międzynarodowo nieco częściej niż zwykle. Zdarzyło mi się lecieć samolotem, jak i jechać autobusem (a przy tym dystansie moja podróż trwa prawie 25h). Ponieważ rzadko śpię podczas podróży (jeśli śpię, to znaczy że jestem baaardzo zmęczona), sporo obserwuję - i swoje obserwacje wynotuję poniżej w punktach. Czego będą one dotyczyć? Ano - zachowań współpasażerów.





1. Moje miejsce jest rzeczą świętą...
...i niekoniecznie mogę życzyć sobie, by pasażer siedzący obok bez jakiegokolwiek pytania pchał swoje torby podręczne pod moje nogi. Powód? "Bo nie mogę rozprostować nóg". Szkoda tylko, drogi pasażerze, że nie pomyślałeś o moich. Tak samo niezrozumiałe jest dla mnie opuszczanie siedzenia fotela praktycznie do oporu, bez nawet zainteresowania się, czy nie leżymy czasem tym oparciem na kolanach osoby siedzącej za nami i jakiekolwiek inne ograniczanie mojej przestrzeni osobistej, jaką w danym pojeździe wykupiłam płacąc za bilet. Wierzcie mi, nie jest miło, kiedy z powodu lekkomyślności osoby przed Wami drętwieją Wam nogi i w takim stanie jedziecie kilkanaście godzin. Niby miejsca między fotelami jest dość, ale nie kiedy ma się ponad 180cm wzrostu.

Wiem, samolot, ale sens podobny.

2. Naburmuszony narzekanizm cebulowej szlachty
"Włodku, więcej nie jedziemy autobusem. Co nas w ogóle napadło, żeby rezerwować bilety na autobus?! Zobacz, jak tu jest ciasno! A ten autokar to stary jakiś, strasznie rozklekotany! Dlaczego byłam tak głupia i uwierzyłam Ci, że będzie w porządku, teraz będę męczyć się w ścisku tyle godzin!" - i tak w kółko przez następne kilka godzin podróży. Mniejsza o to, że współpasażerom też jest ciasno (ta konkretna sytuacja dotyczyła pary siedzącej w ostatnim rzędzie autobusu, byliśmy wszyscy - 5 osób - ściśnięci jak sardynki) i może niekoniecznie mają ochotę wysłuchiwać dodatkowo narzekań nieusatysfakcjonowanej księżniczki narzekającej na brak wygód przy śmiesznie niskiej, promocyjnej cenie biletu. Nijak się ruszyć, wyciągnąć coś z torebki, bateria w telefonie w końcu przecież padnie przy dwudziestokilkugodzinnej podróży, a tu taka pasażerka narzeka i narzeka na cały głos. Wierzcie mi, szału można dostać - ale najlepsza była jej mina, kiedy nie udało jej się wynegocjować innych miejsc (autobus był pełen), a ode mnie dowiedziała się że wysiadam za dobre 10-12 godzin. Zapytała, bo miała nadzieję, że wysiądę wcześniej, najlepiej zaraz, i będą mieli więcej luzu...


3.Samowolka siedzeniowa
Jestem prostym człowiekiem, jeśli każą mi zająć miejsce nr 57, to zajmuję miejsce nr 57. Jeśli z jakiegoś powodu nie chcę zająć miejsca nr 57, podchodzę do obsługi i pytam, czy jest to możliwe. Jeśli jest, okej - zajmuję wskazane miejsce, jeśli nie - wracam na miejsce nr 57. Dlatego ni cholery nie zrozumiem ludzi, którzy ładują się na pierwsze miejsce jakie jest, bez względu na to czy ktoś ma je zarezerwowane czy nie - a potem tłumaczą się prawowitemu właścicielowi miejsca, że "on nie wiedział i czy musimy się zamieniać" (akurat jego rzekoma niewiedza jest bzdurą - każdy w autokarze ma przydzielane miejsce i jeśli obsługa nie powie inaczej, musi się tego trzymać). Tym razem odpuściłam, bo dorwanie się do mojego miejsca spowodowałoby konieczność ruszenia się z miejsc kilku osób, ale nie było to fajne -  pilotka specjalnie dobrała mi to konkretne miejsce i skomentowała całą sytuację, kiedy podeszła sprawdzić bilety.
Osobiście lubię jeździć w tylnej części autobusu, przy oknie - mogę wtedy bezkarnie gapić się na cały świat za szybą i zapomnieć o całej reszcie. Uwielbiam podziwiać krajobrazy, nawet nocą - czas mija mi wtedy szybciej, często też zapamiętuję jakieś specyficzne punkty - na przykład wiem, że jestem już w Holandii, jeśli zobaczę wysoki hotel z papugą. Tak, mam takie dziwne przyzwyczajenia - dlatego niesamowicie mnie drażni, jeśli obsługa autokaru dobiera mi miejsce specjalnie według prośby na moim bilecie, a potem taki pan postury dwa razy większej niż moja po prostu zajmie moje miejsce, bo tak, a przy "przepraszam, ale siedzi Pan na moim miejscu" patrzy na mnie z miną zdziwionego chomika.


4. Głośne gadanie przez dłuższy czas
W zasadzie wolę, by ludzie ze sobą rozmawiali niż siedzieli z oczami wbitymi w smartfony - mam dziwne wrażenie, że umiejętności komunikacji międzyludzkiej wkrótce zaczną po prostu zanikać. Szczególnie zabawnie jest, gdy dobierze się grupka ludzi z poczuciem humoru... ale nie o drugiej w nocy, kiedy część autokaru chce spać.
W trakcie jednej z podróży miałam taką sytuację, że jechał pan z upośledzeniem umysłowym, dość lekkim - w sumie nie wiem czy był upośledzony, czy po prostu upierdliwy - i nie, nijak nie mam zamiaru urazić tu osób faktycznie się z tym borykających. Gadał do siebie bez przerwy przez sześć godzin, próbując angażować w rozmowę innych pasażerów - co z czasem wywołało ich zniecierpliwienie, a później przeszło w agresję. Po dłuższym czasie i dość ostrym zaognieniu sytuacji koleś...

5. Grożenie innym pasażerom, agresja wobec nich
...zaczął mi grozić. Tak po prostu. Usłyszałam, że skoro chcą go wysadzić na stacji benzynowej w Niemczech, to znaczy że ktoś musi "za to oberwać i wyłapać strzała" - powiedział to patrząc na mnie, jako jedyna zostałam w tylnej części autobusu podczas przerwy. Trochę się przestraszył mojego "No podejdź, śmiało, zobaczymy co potrafisz" i odpuścił, ale sytuacja nie była miła - na szczęście dostałam wsparcie pasażera z przodu w postaci "Rusz ją, k***a, to żywy nie dojedziesz". Ma szczęście, że nie wysiadał na tym samym przystanku co ja, bo mój R. raczej nie oglądałby się na jego potencjalne upośledzenie umysłowe - a tak skończyło się na "autobusy tylko wtedy, kiedy absolutnie nie ma innej możliwości".
Ludzie, wyładowujcie swoją agresję na workach treningowych, nie na ludziach, których spotkaliście przypadkowo w autobusie i nigdy w życiu już nie zobaczycie.



6. Olewanie swoich dzieci przez matki
...bo inaczej tego po prostu nie można nazwać. Normalne, że dzieci płaczą podczas lotu samolotem - zwłaszcza w czasie startu i lądowania, albo jeśli wyjrzą przez okno i zobaczą, jak wysoko są nad ziemią. Tutaj nie będę się kłócić, sama bym chyba dostała zawału, gdyby rodzice zafundowali mi taką podróż w dzieciństwie - ale jeśli widzę wyraźnie przerażone, czerwone od płaczu około 6-letnie dziecko, które zanosi się płaczem już od godziny, a matka obok cała w skowronkach gra na smartfonie albo rozmawia z pasażerką obok i śmieje się w najlepsze... Nie można chociaż spróbować przytulić, jakoś uspokoić, chociażby dla komfortu samego dziecka? Jakoś je zająć - nawet wspomnianą grą na smartfonie? Przez prawie trzy godziny lotu się nie uzależni, a samemu zagadać przecież do dziecka nie można, bo zaraz padnie się ofiarą dzikich podejrzeń. Poważnie, cieszę się, że Internet i blogosfera ukazały mi, jak wiele jest ogarniętych matek - przypominam sobie o tym właśnie w takich momentach. I chwała Wam za bycie ogarniętymi.


7. Efekt korka przy wysiadaniu z samolotu
To jest coś, co zadziwia mnie za każdym razem. Brak organizacji w momencie opuszczania samolotu jest wręcz powalający. Zamiast przygotować się do tego przed lądowaniem - zebrać porozkładane na tej śmiesznej tacce z poprzedniego siedzenia rzeczy, ogarnąć, gdzie jest nasz płaszcz, ubrać to, co się zdjęło, ewentualnie ogarnąć dzieci tak, by po lądowaniu tylko założyć kurtki, wziąć bagaż i wychodzić, ludzie zajmują się tym wszystkim już po lądowaniu. Efekt jest taki, że mija 15 minut od lądowania, a pierwsze rzędy przy wyjściach jeszcze się krzątają. Leciałam na samym środku samolotu, wyszłam po dobrych dwudziestu pięciu minutach, jak nie później. Nie wiem, może jestem zbyt wymagająca, ale ja tam nie chciałabym siedzieć w samolocie ani minuty dłużej, niż to konieczne. Moje ogarnięcie się do wyjścia ogranicza się do złapania za torbę i ewentualnie reklamówkę, kurtkę, bagaż i wyjścia, ale weź się przebij przez ten sztuczny tłok...


8. Picie alkoholu w trakcie podróży
Last, but not the least. Kompletnie mnie nie obchodzi, ile, kto i czego wypije. Jeszcze pół biedy, jeśli wypije i pójdzie spać - znam co najmniej kilka osób, które po alkoholu robią się albo zwyczajnie milsze, albo tak zmęczone, że od razu zapadają w kamienny sen. Rozumiem, jeśli ktoś chce sobie w ten sposób skrócić podróż - ale jeśli ktoś robi się zwyczajnie agresywny i natrętny, stwarza zagrożenie, to ni cholery tego nie zrozumiem. Tak samo nie zrozumiem nigdy robienia przez takich delikwentów imprezy w autokarze, bójek, ignorowania poleceń obsługi, "śpiewów", a także chamskich podrywów - mi się trafił taki w stylu "włosy to masz piękne... ale za długie, weź je zetnij". Trochę mu zrzedła mina, kiedy zapytałam "Ale dlaczego? Mój chłopak je uwielbia!" i już tematu nie kontynuował - ani tego, ani żadnego innego. Alkohol w trakcie podróży jest zabroniony i nie rozumiem, dlaczego inni kompletnie sobie z tego nic nie robią!
Innym razem jechała z nami kobieta, która była tak pijana, że aż żal było na nią patrzeć. Nigdy w życiu nie widziałam tak nachlanej kobiety. Kompletnie nie panowała ani nad sobą, ani nad tym co mówi, ba - nie panowała także nad swoimi spodniami, przez co połowa pasażerów mogła przy wsiadaniu obejrzeć ze szczegółami jej tyłek. Była nie tylko udręką, ale i pośmiewiskiem dla większości pasażerów z tyłu. Do dziś dziękuję Opatrzności, że nie siadła koło mnie, mimo że miała koło mnie miejsce - prawdopodobnie mój alternatywny wygląd i mocno wkurzona mina ją odstraszyły. Zwłaszcza, że na przystankach kupowała alkohol i piła dalej...


Nie wiem, być może przy pisaniu tego sama błysnęłam cebulą, ale takie właśnie są moje doświadczenia. A Wasze? Możecie je opisać w komentarzach, jeśli chcecie. I błagam, oszczędźcie mi tekstów w stylu "zrób sobie prawo jazdy" - przeliczcie ile kosztuje podróż międzynarodowa samochodem, a autobusem/samolotem. Kupując bilet mamy prawo do podróży we względnym komforcie i warto o tym pamiętać.

Pozdrawiam!

12 komentarze:

  1. Na szczęście aż takich przeżyć nie miałam, bo najdłużej podróżowałam 12 godzin i to w pociągu sam na sam na szczęście :D
    Nie wyobrażam sobie nawet co przeszłam przy tych wielogodzinnych podróżach...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W takich okolicznościach to pół biedy, ale gdybyś jechała z ludźmi, mogłabyś się ciekawych rzeczy naoglądać :D W tym poście i tak nie wrzuciłam wszystkich zachowań jakie mnie spotkały, pociągi to temat na zupełnie inny post. Któregoś razu na przykład w TLK pasażerka odmówiła mi miejsca w przedziale (które miałam zarezerwowane i opłacone), bo jej i jej koleżankom nie spodobał się mój wygląd (glany, czarne ubrania, ciemny makijaż), poza tym musiała trzymać na czymś torebkę, no nie? :) Konduktor znalazł mnie skuloną i zmarzniętą przy drzwiach wejściowych pomiędzy przedziałami (to był środek zimy), zapytał dokąd jadę, po wyjaśnieniu mu sytuacji złapał się za głowę i wysłał mnie dwa wagony dalej, gdzie był wagon pełen pustych przedziałów. Do swojego miasta dojechałam w cieplutkim przedziale, rozwalona na siedzeniach jak przysłowiowy dzik w kartoflach, bo w tym wagonie były pustki. :D

      Usuń
  2. ja jakoś nie mam takich przeżyć, zawsze udaje mi się spokojnie podróżować :)

    zaczarowana-oczarowana.pl

    OdpowiedzUsuń
  3. o kurde, ale miałaś przeboje :D ja nie mam aż takich doświadczeń, ale zazwyczaj trafi się jedynie jakiś podpity koleś z obleśnymi tekstami.
    PS: zrób sobie prawo jazdy jeszcze na samolot albo prom bo nie wszędzie możesz dojechać autem :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Podpici kolesie z obleśnymi tekstami to niestety norma w każdym środku transportu poza własnym samochodem. Osobiście mam już zakodowane że jeśli ktoś zdradza choć minimalne oznaki upojenia alkoholowego, trzymam się z daleka. W 9/10 przypadkach będą albo natrętni, albo agresywni.
      O taaak, zwłaszcza na Wyspy Brytyjskie :D Względnie zamiast prawa jazdy na te środki transportu mogłabym wynaleźć teleport! :D Nie no, tam jeszcze się da - jest Eurotunel i promy, ale tam jest dobre 20h drogi. Do tego weź się nie pogub po drodze, nie zaśnij za kierownicą, znajdź czas na odpoczynek, no i koszty paliwa... Kierowcy w busach międzynarodowych przynajmniej wiedzą dokładnie jak jechać i zmieniają się po drodze.

      Usuń
  4. Mnie najbardziej drażnią rodzice którzy nie przejmują się swoimi dziećmi. Wiem, to dziecko ale jak dziecko ciągle wrzeszczy, krzyczy i kopie w fotel na którym siedzę to już raczej kwestia rodzica, żeby uspokoił swoje dziecko :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie... Ale niektórzy rodzice uważają, że ich dziecko jest święte i nie można mu zwrócić uwagi, a sami tego nie zrobią. Rozpieprzają mnie też ludzie, którzy patrzą na Ciebie jak na pedofila, bo zagadasz do dziecka, które np Cię szturchnęło albo któremu pomogłaś wstać, bo się przewróciło. Kiedy ja byłam dzieckiem, obcy ludzie potrafili mnie straszyć że mnie zabiorą od mamy, jeśli nie będę się jej słuchać, dziś skończyłoby się to w prokuraturze...

      Usuń
  5. Fajny post i ile w nim prawdy!

    Matki olewające dzieci i dające im pełną swobodę (a często jeszcze broniącej jej do ostatniej kropli krwi) i mnie do pasji doprowadzają. Nie wiem, na co one chcą te dzieci wychować, ale to niestety zemści się nie tylko na nich...

    Doszłam do tego etapu, że sama upominam te dzieci, olewając matki. one oczywiście są na mnie złe, czasem nawet zgłaszają jakieś uwagi, ale mam w nosie osoby, których własnych dzieci nie potrafią ogarnąć, choć może to zrobić każda osoba. I to nigdy nie jestem wredna dla tych dzieci, tylko uprzejmie je proszę, żeby nie deptały po nogach, nie brudziły, itp. Dzieci słuchają. :-) Czasem jeszcze próbują się zaprzyjaźnić.

    Ostatnio rozwala mnie jeszcze rosnąca grupka ludzi, których opisałaś jako cebulową szlachtę, tylko jeszcze bardziej upierdliwe. "Och jej, to pociąg, a ja tylko samolotami latam, że też nie było... jak ja tu przeżyję z tym bydłem i hołotą..."

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że się spodobał :) Co do cebulowej szlachty - sęk w tym, że oni są WSZĘDZIE... Nie wiem co się z tymi ludźmi dzieje, że tak im odbija. I jeszcze to rozpychanie się na tych siedzeniach, bo "oni chcą spać, a jest ciasno i niewygodnie"... Nie masz pojęcia, jaką ulgą było opuszczenie tego autobusu. :/ Tacy ludzie strasznie mnie denerwują...

      Co do dzieciaków - one nie są złe, wina w większości leży po stronie rodziców - a kiedy zwraca się im uwagę, to tak, jakbyś im wprost powiedziała że sobie nie radzą. Pewnie stąd to niezadowolenie, czasem nawet agresja. Ja przez takie reakcje reaguję już naprawdę w ostateczności.

      Usuń
  6. Oj tak, podróże z takimi pasażerami to istna katorga, czasem myślę, że wolałabym spacerować piechotą! Pozdrawiam. www.bellacaroll.pl

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Poszłabym spacerem do Anglii, gdybym mogła. O ile mniej nerwów! :D

      Usuń

Zachęcam do komentowania - jestem początkującą włosomaniaczką, więc w przypadku pisania przeze mnie bzdur wszelkie poprawianie jest jak najbardziej mile widziane ;)
Pamiętajmy jednak o tym, że dyskusja NIE POLEGA na wzajemnym obrzucaniu się błotem. Chyba nie jesteśmy tutaj, by psuć sobie humory, prawda?

 

Rubinowy Kot na tropie pielęgnacji włosów Template by Ipietoon Cute Blog Design