Przejdźmy więc do prezentacji - choć muszę Was ostrzec, że niektóre produkty noszą już spore oznaki zużycia.
Zacznijmy jednak od tego, co w tej kosmetyczce po prostu się nie zmieści, a są to kosmetyki pielęgnacyjne, w moim przypadku będące niestety w mniejszości. Ponieważ mam bardzo suchą skórę, która nie lubi się z wodą, do oczyszczania twarzy używam mleczka do demakijażu. Ostatnio używam produktów marki Natura Estonica, konkretnie serii nawilżającej. Do pełnej linii brakuje mi kilku produktów, ale to, co widzicie poniżej - czyli serum, mleczko do demakijażu, krem do twarzy i krem pod oczy to dla mnie niezbędne minimum pielęgnacyjne. Po tych kosmetykach czeka mnie powrót do Babuszki Agafii, która czeka już w szafce. Od czasu do czasu używam maseczek, ale tutaj przeważnie pojawiają się takie, które po prostu przykują moją uwagę na dany moment - nie mam jakiejś ulubionej firmy.
1. Cień Virtual Satin DUO 058 - tutaj używam głównie jasnej połowy, i trochę niezgodnie z przeznaczeniem bo... jako rozświetlacz. Mimo tego, nieźle radzi sobie w tej roli. :)
2. Rozświetlacz Vipera Strobing Glow w odcieniu 05 Arte - lubię, nawet bardzo, choć wygląda na mnie lepiej albo w małych ilościach, albo stosowany jako róż do policzków.
3. Pomadka w płynie Golden Rose Longstay Liquid Matte Lipstick - te dwa odcienie mam zawsze przy sobie. Beżowy na ustach jest taki "trupi", a ja lubię ten efekt. Czerwony to z kolei piękna, nieco zgaszona czerwień z ledwo dostrzegalnymi na ustach złotawymi drobinkami - jedna z niewielu czerwieni, która właściwie mi pasuje. Świetna do gotyckich stylizacji, i cóż, w sumie u mnie większość kolorów jest właśnie w takim klimacie. :)
4. Bronzer Kobo Sahara Sand - tego gagatka chyba nie muszę nikomu przedstawiać. Zdążyłam się w nim zakochać zanim nawet napisałam post na jego temat. Świetnie sprawdza się przy bladych cerach. Został mi polecony przez kilkoro z Was, także, cóż... świetnie trafiłyście! :D
5. Ryżowy puder matujący Kobo - nie mam zastrzeżeń, choć na mojej cerze po jakimś czasie jednak go widać. Z drugiej strony, nie znalazłam chyba jeszcze pudru który nie dawałby mi takiego efektu..
6. Cień do powiek Makeup Revolution w odcieniu Insomnia - temu fioletowi będę wierna jeszcze dłuuuugo. Jest po prostu piękny - ma perłowy połysk i opalizuje w stronę różu, ale nadal jest fioletem. Świetnie podkreśla zieloną tęczówkę, a kupiłam go może za 6zł? Mam chyba jeszcze cztery kolory z tej serii.
7. Hamster Vipera - tutaj z cieniami w kolorze czerwonym i czarnym. Czerń jest obowiązkowym kolorem w moim makijażu (tak, kocham mocne smoky eyes na co dzień i się tego nie wstydzę), czerwieni używam raczej rzadko. Tutaj dodatkową zaletą jest fakt, że hamster nie zajmuje zbyt dużo miejsca.
8. Liner do brwi Vipera w odcieniu Smoky Brown - jeden z nielicznych linerów, który faktycznie pasuje kolorystycznie do moich brwi. Niestety, cienie do brwi kiepsko sprawdzają się u mnie w zimę - mocno podkreślam brwi, a naciągnięcie czapki kończy się czasem śmiesznie... dlatego szukam czegoś trwalszego.
9. Cień do powiek Miss Sporty w odcieniu Sunset - dostałam go od Karolci (pozdrawiam!) i lubię go używać teraz, letnią porą, w połączeniu z jakimś ciemniejszym kolorem. Głównie, kiedy idę biegać. :D
10. Eyeliner Mineral Eyeliner marki Vipera. Kupiłam do kresek na powiekach i sprawdza się dość dobrze, choć nadal ubolewam nad tym, że w palecie kolorystycznej nie ma koloru odpowiedniego dla moich brwi. A czarnego w tym celu używać nie będę. I bez tego wyglądam, jakbym urwała się z teatru.
11. Tusz do rzęs Maxi Lash Art&Science Vipera - jeden z moich absolutnie ulubionych tuszy. Fajna szczoteczka i olejek rycynowy w składzie, w dodatku wybaczał mi zdrady z innymi tuszami i doprowadzał moje rzęsy do jakiegoś akceptowalnego stanu.
12. Korektor Wibo Deluxe Brightener - obecnie w kosmetyczce z racji tego, że... skończył mi się poprzedni. Jest w porządku, ale trochę nie rozumiem większości zachwytów nad tym produktem w blogosferze.
13. Liner do brwi Longstay Golden Rose w odcieniu 104 - był on próbą znalezienia czegoś lepszego (i trwalszego) niż cień, jednak kolor nadal nie do końca mój. Można nim natomiast wyraźnie i trwale poprawić brwi, więc za to spory plus.
14. Kredka do oczu Longstay Kayal Eyeliner - opakowanie odrzuca mnie kolorem, ale sama kredka sprawdza się całkiem w porządku. Na pewno jest trwalsza niż poprzednia, której używałam (a u mnie makijaż musi przetrwać mniej więcej od 5 do 18...)
15. Konturówka do ust Golden Rose w odcieniu 102 - lubię używać zarówno jako konturówki, jak i pomadki w kredce. Trochę ciężko, ale jest to wykonalne - no i kolor taki ładny...
16. Pomadka Vitamin E Lipstick Golden Rose - pomadka też w kolorze 102 :D ale kolor jest diametralnie inny. To taki perłowy fiolet, często określany jako trupi. A ja go uwielbiam.
17. Pomadka Velvet Matte Golden Rose w odcieniu 32. Bardzo ładny fiolecik, ładnie łączący się ze smoky eyes. Jak zobaczyłam na stoisku, to już bez niego nie odeszłam.
18. Błyszczyk Idaliq Mariza w kolorze arbuzowej czerwieni - fajny, delikatny, stanowi ciekawe dopełnienie makijażu. Ładnie ożywia twarz.
19. ...no właśnie... zjadłam, Przepraszam! :< Ale możemy podpiąć pod to bazę pod cienie w kredce Wibo, której używam, ale aktualnie przeteleportowała się w kierunku znanym tylko sobie.
20. Matowa pomadka Vipera w kolorze 115 - fajny matowy nudziak, aczkolwiek drobinki czasem wkurzają.
21. Krem BB VIP Gold Skin79 - chyba najbardziej pasujący mi krem BB tej firmy. Świetny kolor, matowe wykończenie... tylko czemu SPF tylko 30?
22. Róż do policzków Virtual w odcieniu 14 Golden Pollen - stosowany najczęściej, kiedy już mam tak poszarzałą cerę, że mimo miłości do bladości sama nie mogę tego znieść.Idziemy dalej.
Lakierów do paznokci mam ponad trzydzieści - mieszkają sobie w przeznaczonym na nie pudełku. Z racji remontu mieszkania jednak nie mogę tego pudełka znaleźć i pokazuję tylko te, które jakimś cudem utrzymały się na półce. Od lewej widzimy odżywkę Golden Rose Oxygen Growth, której ostatnio używam. Dalej dwa odcienie lakieru z mojej ulubionej serii tej firmy - Color Expert (potrafią wytrzymać na moich pazurach do tygodnia, a to nie lada osiągnięcie), jeden odcień lakieru z serii Ice Chic do której jeszcze chyba muszę się poprzekonywać, a na końcu jeden z moich dwóch ulubionych lakierów firmy Vipera. Odcień po prostu powala. Drugim ulubionym lakierem jest szaro-srebrny piasek, ale nie mogę go nigdzie znaleźć.
Zapachy - moja spora słabość. Uwielbiam ładnie pachnieć. Pierwsze dwie buteleczki podpadają w sumie pod jedną nutę zapachową - widzimy tu bowiem oryginalny flakon Versace Crystal Noir i jego tańszy zamiennik, na który nieco bardziej mogę sobie pozwolić z uwagi na studencki portfel. Jest pomiędzy nimi kilka różnic na korzyść Versace, ale da się przeżyć. Poniżej jest mała buteleczka-perfumetka, którą noszę ze sobą zamiast tego wielkiego flakonu. Jeśli chodzi o samo Crystal Noir, to tuż obok Midnight Poison Christiana Diora są one moimi ulubionymi. Dalej mamy dwa zapachy Yves Rocher - pierwszy to zapach jabłka w karmelu, a drugi to zielono-różany Moment du Bonheur, który dostałam do zamówienia w prezencie urodzinowym. Na zdjęciu brakuje jeszcze jednego uwielbianego przeze mnie zapachu, mianowicie Un Matin au Jardin o zapachu bzu. Zawieruszył mi się gdzieś przez ten remont, a ja tak lubię bez. Wiecie... bez, agrest, te sprawy. ;)
W kwestii depilacji bywa różnie. Przeważnie polegam na zwykłej maszynce do golenia, ale czasem jestem już tym zmęczona i chcę efektu na dłużej, względnie zwyczajnie mi się nie chce. Wtedy sięgam po plastry z woskiem (obecnie Joanna, i w tym pudełku mamy cały zestaw - ciało, twarz, bikini) albo krem do depilacji (tu Eveline Just Epil Argan Oil Sensitive do rąk, pach i bikini). Niestety, kremu używam raczej sporadycznie, ponieważ forma stosowania i zapach są dla mnie trochę uciążliwe, ale może jeszcze się przyzwyczaję.
W departamencie do spraw włosowych ostatnio wieje nudą i zaniedbaniem. Obecnie po prostu myję włosy szamponem bez SLS i używam odżywki (trzymanej na włosach co najmniej 30min). Mimo posiadania amli trochę boję się jej stosować (ponoć może przyciemniać włosy i nie wiem, jak to działa - ja z kolei jestem naturalną ciemną blondynką i mimo że farbuję, to nie chciałabym by naturalny kolor mi ściemniał), mam też sesę, ale znaleźć ją w tym chaosie... no właśnie. Muszę rozejrzeć się za jakimś serum na końcówki. Pokazane na zdjęciu produkty są marki Natura Estonica i przeznaczone są do włosów zniszczonych. Całkiem fajne, i do tego nieziemsko pachną... lasem. Tak, wydaje mi się, że można ten zapach tak określić.
Jeśli chodzi o higienę jamy ustnej, to tu mamy nieziemską pastę z borówką Babuszki Agafii (która już mi się kończy, a tak ją lubię, chlip!), Colgate MaxWhite i praktycznie opakowanie po Listerine, który będę musiała kupić na następnych zakupach... ale może w nieco łagodniejszej wersji. O ile jest.
Przywiozłam kilka sztuk Garnier InvisiCool z Anglii i dzielnie zużywam, to już chyba ostatnia sztuka. Co ważne, nie robi białych śladów (dla osoby noszącej w większości ciemne ubrania to dość ważne).
Jeśli chodzi o kosmetyki do opalania, cóż... U mnie można znaleźć co najwyżej filtr SPF50. Nie lubię się opalać, lubię być blada i uważam, że w takiej wersji wyglądam młodziej. Nie to żebym przesadzała też w drugą stronę - opaliłam się trochę w trakcie biegania i nie robię z tego afery, ale no... same rozumiecie. Dlatego emulsja do opalania Lirene jest mi niezbędna w czasie wakacji.
Tu mamy nawilżający sorbet do ciała Venus, zawierający kofeinę i guaranę. Rozgrzewa wręcz pieruńsko i z tego powodu lubię się nim smarować przed biegiem. Jest tylko jeden problem... Potem po prostu biegnę, żeby chłodzić te posmarowane miejsca. Da się wytrzymać taki efekt rozgrzania, ale cóż, przynajmniej palę więcej kalorii :D
W kategorii "pielęgnacja ciała" również jest dość skromnie. Mamy tu oliwkowy żel pod prysznic Yves Rocher, różany balsam do ciała z tej samej firmy, oraz uwielbiany przeze mnie olejek do ciała o zapachu zielonej herbaty firmy Mariza. To już druga butelka, a to mówi samo za siebie. Uwielbiam mieszać ten balsam do ciała z olejkiem, w ten sposób uzyskuję dość treściwy kosmetyk łączący dwa z bardzo lubianych przeze mnie zapachów. W kubeczku natomiast znajduje się kawa, która moim zdaniem jest fajna nie tylko w kuchni, ale i w zastosowaniach kosmetycznych. Używam kawowych fusów do peelingowania całego ciała (poza skalpem i twarzą) i radzą sobie świetnie.
Nie mogłabym też zapomnieć o szczotce TT - tu w towarzystwie pewnego przystojnego rudzielca :) Moja TT jest już dość mocno sfatygowana, sporo przeszła - codzienne noszenie w torbie, zabieranie jej na wszelkie wyjazdy... a średnio widziało mi się kupowanie wersji kompaktowej za cenę o jakieś 20zł wyższą, różniącej się jedynie tym, że jest składana. Może czas mi pokaże że to był błąd, nie wiem. Na szczęście - mimo nieco mniej atrakcyjnego wyglądu - nadal działa. Dzięki niej mam trochę mniej kłopotów z rozczesywaniem włosów, chociaż muszę przyznać że początkowo było mi ciężko przyzwyczaić się do jej kształtu, ponadto jest łatwa do utrzymania w czystości i nie wydaje mi się, by elektryzowała włosy. Inne szczotki mogłyby dla mnie nie istnieć.
Tak to mniej więcej wygląda... Mam nadzieję, że nie było zbyt drastycznie i nie przestraszyłyście się za bardzo. Na dziś tyle, a następny post napiszę chyba o swoim nowym hobby. Miałyście któryś z powyższych kosmetyków? A może możecie polecić coś fajnego?
O ile ktoś to jeszcze czyta - pozdrawiam! :)
O ile ktoś to jeszcze czyta - pozdrawiam! :)
Cieszę się, że wróciłaś do pisania :)
OdpowiedzUsuńŁaa, czyli jednak ktoś tu zagląda! Bardzo się cieszę, i dzięki że jesteś :)
UsuńTrafiłam do Ciebie i już obserwuję. Całkiem obszerną masz zawartość tej kosmetyczki :) Ja jeszcze swego wpisu nie dodałam, zrobię w tym tygodniu co będzie. Świetnie piszesz, pisz dalej! Czekam na więcej postów! Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńSporo kolorówki i widzę, że jest też Kobo :) Tak jak i u mnie
OdpowiedzUsuńSuper, że wróciłaś :) Może ja też wezmę udział w tym wyzwaniu :P
OdpowiedzUsuńSpore zbiory :) Widzę, że tak jak u mnie więcej kolorówki niż pielęgnacji, uff nie jestem z tym sama :)
OdpowiedzUsuńUuu sporo kolorówki, a i perfumy świetne :)
OdpowiedzUsuńO tak, przy Twojej moja kosmetyczka to wielkolud :D Widzę mój ukochany bronzer z kobo :) moje rzeczy też nie mieszczą się w kosmetyczce i może czas najwyższy kupić większą ;)
OdpowiedzUsuńNapracowałas sie! :) witam wyzwaniu :D
OdpowiedzUsuńTwoja kosmetyczka musi być zdecydowanie większa! Mnóstwo świetnych produktów. Również biorę udział w wyzwaniu. Obserwuję i zapraszam do siebie. :-)
OdpowiedzUsuńUlala sporo tego :) Sporo czasu na pewno spędziłaś przy pisaniu tego wyzwania :) również biorę udział :)
OdpowiedzUsuńSuper, że wróciłaś do pisania ;) Ta kredka do brwi z GR cały czas na mnie patrzy, ale jakoś nie umiem zabrać się do jej kupna ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, Chmielova (www.chmielova.blogspot.com)
niby taka mała kosmetyczka a tyle pomieściła ;) ja w wyzwaniu przedstawiłam swoją wyjazdową wersję
OdpowiedzUsuńSporo jednak tego :) mam dwie wersje TT i wydaje mi się, że kompakt ma trochę twardsze te "włoski" :) Twoje perfumy jak najbardziej w moim guście, ale ja raczej wolę coś z niższej półki cenowej :)
OdpowiedzUsuńSporo tego ;) U mnie nie ma nawet jednego lakieru do paznokci ;) Wolę hybrydy :)
OdpowiedzUsuńSpoooro tego tu opisałaś - niezły zestaw :)
OdpowiedzUsuńZajrzyj do nmnie! Też biorę udział w wyzwaniu :D
Z Twojej kolekcji mam tylko rozświetlacz i bronzer od Kobo :) Jestem z nich bardzo zadowolona :) Zapraszam do mnie, również biorę udział w wyzwaniu :)
OdpowiedzUsuńCzaję się na pomadki w płynie GR i szczotkę TT :)
OdpowiedzUsuńWidzę kilka znajomych kosmetyków
OdpowiedzUsuń