Na wstępie zaznaczę, że uwielbiam niektóre kosmetyki tej firmy. Poważnie. Powiedziałabym nawet, że w pewnym momencie ta marka zdominowała mój makijaż i zawartość kosmetyczki – między innymi ze względu na jakość produktów, przystępne ceny i fakt, że mam do nich łatwy dostęp dzięki stoisku w galerii handlowej w moim mieście. Owa galeria poza GR ma tylko Inglota, jednak do niego dopiero się przekonuję, a ofertę GR jednak jako tako już znam i wiem, czego mogę się spodziewać po ich produktach.
Niestety, w przypadku dwóch srogo się zawiodłam – jeden z nich widzicie na zdjęciu.
Będąc na stoisku GR
zapytałam, czy mają może coś takiego. Pani zaproponowała mi top
coat, który miał dawać efekt żelowego lakieru, zwiększać
trwałość i w ogóle „robić” paznokcie. Pomyślałam –
kurde, czemu nie. No i tak wróciłam z tym wynalazkiem do domu.
Niestety, radość z nowego nabytku szybko przeszła w zawód. Top coat nie dość, że znacząco wydłużał czas schnięcia całości, to jeszcze... pękał. Po raz pierwszy użyłam go na jasnobeżowym, nudziakowym lakierze i byłam BARDZO zaskoczona, kiedy zobaczyłam te pęknięcia. Wyglądało to jak rysy pokryte przezroczystym lakierem, jak szkło, które popękało, ale zostało w całości zamiast rozlecieć się na kawałki. Co dziwne, lakier, na który go użyłam był tego samego producenta. Takie pajęczyny pęknięć pojawiały się niezależnie od tego, jakim lakierem chciałam go zmusić do współpracy – GR czy inny producent, jasny czy ciemny, nie było różnicy. Pierwszy raz coś takiego widziałam. Oprócz wątpliwej estetyki wpływały też na trwałość lakieru – lubił on sobie przy tych pęknięciach po prostu... odpadać.
Niestety, radość z nowego nabytku szybko przeszła w zawód. Top coat nie dość, że znacząco wydłużał czas schnięcia całości, to jeszcze... pękał. Po raz pierwszy użyłam go na jasnobeżowym, nudziakowym lakierze i byłam BARDZO zaskoczona, kiedy zobaczyłam te pęknięcia. Wyglądało to jak rysy pokryte przezroczystym lakierem, jak szkło, które popękało, ale zostało w całości zamiast rozlecieć się na kawałki. Co dziwne, lakier, na który go użyłam był tego samego producenta. Takie pajęczyny pęknięć pojawiały się niezależnie od tego, jakim lakierem chciałam go zmusić do współpracy – GR czy inny producent, jasny czy ciemny, nie było różnicy. Pierwszy raz coś takiego widziałam. Oprócz wątpliwej estetyki wpływały też na trwałość lakieru – lubił on sobie przy tych pęknięciach po prostu... odpadać.
Też miałyście z nim takie przygody, czy to tylko ja mam takiego pecha? :/ A może znacie jakiś top coat wart polecenia? Co prawda na razie testuję lakiery, które same z siebie mają długo pozostać bez zarzutu, ale przydałby mi się na przyszłość.
Pozdrawiam!
Seche Vite jest fajny, ale szybko glucieje. W ossmannie kupiłam kiedyś na wyprzedaży Essie Good To Go, jest bardzo fajny.
OdpowiedzUsuńDzięki! Rossmanny w moich stronach chyba nie mają Essie, ale i tak go poszukam. No, chyba że ten Seche Vite, ale jeśli sprzedają go w dużych opakowaniach to trochę kiepsko.
Usuńmiałam! u mnie też okazał się porażką...
OdpowiedzUsuńp.s. obserwuję :)