Idaliq jest tak jakby pod-marką firmy Mariza, którą w ostatnim
czasie coraz częściej widywałam na blogach i ucieszyło mnie,
kiedy dowiedziałam się że w końcu poznam się z jakimś Marizowym
produktem osobiście ;)
W czasach nastoletnich kupiłam w
sklepie z drobiazgami perfumy. Nie było to żadne markowe psikadło,
o nie – kosztowały może z 15zł, ale zapach mnie urzekał.
Niestety, z oczywistych przyczyn nie mogłam rozczytać, co to
właściwie był za zapach. No… to teraz już wiem. Zielona
herbata.
Trzeba powiedzieć to wprost – o ile składowo nie jestem tak w pełni zadowolona (ale o tym później), o tyle zapach mnie powalił. Jest cudowny. CU-DO-WNY. Na chwilę obecną to mój ulubiony kosmetyk do ciała. Niestety, zapach utrzymuje się na skórze raczej krótko, ale i tak znacząco uprzyjemnia stosowanie do tego stopnia, że na chwilę obecną marzy mi się cała linia kosmetyków z tej serii, albo takie perfumy. Co prawda nie jestem w stanie wychwycić tej limonki i kardamonu, ale wierzcie mi – ten zapach to istny geniusz.
Skóra po jego zastosowaniu jest nawilżona w odpowiednim stopniu (choć posiadaczkom bardziej suchej skóry może to nie wystarczyć), jest też wygładzona i mięciutka w dotyku. Zarówno do stosowania po kąpieli, jak i do masażu sprawdzi się po prostu świetnie, nawet pomimo trochę średnio chcącej współpracować nakrętki, przez którą olejek nie wydobywa się płynnie z butelki i czasem trzeba nią trochę potrząsnąć.
INCI:
Paraffinum Liquidum - parafina;
Caprylic-Capric Trigliceryde - natłuszczacz i wygładzacz naturalnego pochodzenia;
Isopropyl Myristate (substancja otrzymywana z kwasów tłuszczowych. Nawilża, chroni, natłuszcza, wygładza);
Crambe-Abyssinica Seed Oil - olej abisyński;
Persea Gratissima Oil - olej awokado;
Vitis Vinifera Oil - olej z winogron;
Olea Europea Oil - oliwa z oliwek;
Phenoxyethanol - konserwant, niby bezpieczniejsza alternatywa dla parabenów;
Ethylhexylglycerin (konserwant pochodzenia naturalnego, humektant);
Parfum - kompozycja zapachowa;
Co mi się nie podoba w składzie? Właściwie tutaj sama trochę nie wiem, o co mi chodzi. :D Producent zdecydowanie nie ściemnia na temat składników – tak jak mówi etykieta (całkiem ładna i porządna zresztą, estetyczna w tym niefajerwerkowatym, ale eleganckim sensie), znajdziemy w tym olejku olej abisyński, olej awokado i olej z pestek winogron, a także nie do końca na etykiecie wspomnianą oliwę z oliwek (takie niespodzianki to ja lubię), ponadto faktycznie nie ma parabenów – zamiast niego zastosowany jest phenoxyethanol, który ludziom raczej krzywdy nie robi. Caprylic-Capric Trigliceryde i Ethylhexyglycerin bardzo często widuję w kosmetykach naturalnych. W zasadzie jedyne, o co mogłabym się przyczepić to ta nieszczęsna parafina, ale biorąc pod uwagę że parafina tworzy na naszej skórze niepozwalający nawilżeniu uciec film, mogę zrozumieć zastosowanie jej w tym produkcie, póki nie mamy uczulenia na parafinę, jest ona tam dla naszej korzyści. Nie doświadczyłam żadnych nieprzyjemności w trakcie stosowania, więc jestem zadowolona. Podsumowując – skład jest krótki i dla nas korzystny, tak jak być powinno - chociaż nie ukrywam, miałam nadzieję, że tej parafiny tam nie znajdę.
150ml tej orzeźwiającej przyjemności to koszt 23,60zł w sklepie internetowym Marizy – o, TU.
Muszę przyznać, że kosmetyk mnie ciekawił, ale nie myślałam że spodoba mi się aż do tego stopnia.
Trzeba powiedzieć to wprost – o ile składowo nie jestem tak w pełni zadowolona (ale o tym później), o tyle zapach mnie powalił. Jest cudowny. CU-DO-WNY. Na chwilę obecną to mój ulubiony kosmetyk do ciała. Niestety, zapach utrzymuje się na skórze raczej krótko, ale i tak znacząco uprzyjemnia stosowanie do tego stopnia, że na chwilę obecną marzy mi się cała linia kosmetyków z tej serii, albo takie perfumy. Co prawda nie jestem w stanie wychwycić tej limonki i kardamonu, ale wierzcie mi – ten zapach to istny geniusz.
Skóra po jego zastosowaniu jest nawilżona w odpowiednim stopniu (choć posiadaczkom bardziej suchej skóry może to nie wystarczyć), jest też wygładzona i mięciutka w dotyku. Zarówno do stosowania po kąpieli, jak i do masażu sprawdzi się po prostu świetnie, nawet pomimo trochę średnio chcącej współpracować nakrętki, przez którą olejek nie wydobywa się płynnie z butelki i czasem trzeba nią trochę potrząsnąć.
Paraffinum Liquidum - parafina;
Caprylic-Capric Trigliceryde - natłuszczacz i wygładzacz naturalnego pochodzenia;
Isopropyl Myristate (substancja otrzymywana z kwasów tłuszczowych. Nawilża, chroni, natłuszcza, wygładza);
Crambe-Abyssinica Seed Oil - olej abisyński;
Persea Gratissima Oil - olej awokado;
Vitis Vinifera Oil - olej z winogron;
Olea Europea Oil - oliwa z oliwek;
Phenoxyethanol - konserwant, niby bezpieczniejsza alternatywa dla parabenów;
Ethylhexylglycerin (konserwant pochodzenia naturalnego, humektant);
Parfum - kompozycja zapachowa;
Co mi się nie podoba w składzie? Właściwie tutaj sama trochę nie wiem, o co mi chodzi. :D Producent zdecydowanie nie ściemnia na temat składników – tak jak mówi etykieta (całkiem ładna i porządna zresztą, estetyczna w tym niefajerwerkowatym, ale eleganckim sensie), znajdziemy w tym olejku olej abisyński, olej awokado i olej z pestek winogron, a także nie do końca na etykiecie wspomnianą oliwę z oliwek (takie niespodzianki to ja lubię), ponadto faktycznie nie ma parabenów – zamiast niego zastosowany jest phenoxyethanol, który ludziom raczej krzywdy nie robi. Caprylic-Capric Trigliceryde i Ethylhexyglycerin bardzo często widuję w kosmetykach naturalnych. W zasadzie jedyne, o co mogłabym się przyczepić to ta nieszczęsna parafina, ale biorąc pod uwagę że parafina tworzy na naszej skórze niepozwalający nawilżeniu uciec film, mogę zrozumieć zastosowanie jej w tym produkcie, póki nie mamy uczulenia na parafinę, jest ona tam dla naszej korzyści. Nie doświadczyłam żadnych nieprzyjemności w trakcie stosowania, więc jestem zadowolona. Podsumowując – skład jest krótki i dla nas korzystny, tak jak być powinno - chociaż nie ukrywam, miałam nadzieję, że tej parafiny tam nie znajdę.
150ml tej orzeźwiającej przyjemności to koszt 23,60zł w sklepie internetowym Marizy – o, TU.
Muszę przyznać, że kosmetyk mnie ciekawił, ale nie myślałam że spodoba mi się aż do tego stopnia.
Fakt otrzymania produktu do testów nie
wpłynął na jego ocenę. Nigdy nie wpływa. Jeśli coś mi się nie
podoba to po prostu to zjadę, niezależnie od tego czy dostałam to
do testów, czy kupiłam sobie sama. W tym przypadku po prostu nie
było się czego czepić.
Wielki plus dla Marizy za ten produkt – myślę, że niejedna butelka w przyszłości trafi do moich rąk. :)
Wielki plus dla Marizy za ten produkt – myślę, że niejedna butelka w przyszłości trafi do moich rąk. :)
moje ulubione perfumy, to właśnie te świeże, także myślę, że zapach tak jak Ty mogłabym pokochać :-)
OdpowiedzUsuńMariza to nieznana mi marka, mam właśnie olejek do ciała innej marki, ale zapach jest raczej ciężki, więc nie przepadam za nim :P
OdpowiedzUsuń