Ostatnimi czasy zauważyłam wysyp różnych pudełeczek, kosmetycznych i tych mniej. Działają na zasadzie niespodzianki - nigdy nie wiesz, co znajdziesz w pudełku. Zawartość pudełka jest tajemnicą aż do momentu dostarczenia Ci go. Może to być krem do rąk, który dołączy do Twojej wielkiej kolekcji czekających na zużycie podobnych specyfików, może to być balsam do ciała, przeznaczony do innego rodzaju skóry niż Twoja. Możesz znaleźć w nich coś, czego nie używasz, coś co Ci się nie spodoba, a może i coś, do czego się przekonasz.
Osobiście zawsze byłam sceptycznie nastawiona do wszelkiego rodzaju boxów. Pozwólcie, że zacytuję tu samą siebie: "No jak? Mam zapłacić komuś 50zł, by przysłał mi kosmetyki które mogą mi się nie przydać, bo na przykład będą do cery tłustej, a ja mam mieszaną w kierunku suchej? A co zrobię, jeśli coś mi się nie spodoba? To brzmi jak wyrzucanie pieniędzy w błoto."
W okresie świątecznym powiedziałam sobie jednak "raz kozie śmierć" i zamówiłam styczniowe pudełko ShinyBox BE SHINY. Miało być ono prezentem po części świątecznym, po części urodzinowym. Oczywiście, mogłam kupić sobie coś innego - ale pudełeczko kusiło i wołało do mnie tak długo, że w końcu uległam.
W piątkowy poranek 17 stycznia dostałam od kuriera SMS, w którym napisał o której godzinie będzie i prosił o natychmiastowy kontakt w razie nieobecności. Z racji posiadania różnych przygód z kurierami (zostawianie paczek u sąsiadów, nie powiadamianie mnie o terminie doręczenia przesyłki i tym podobne historie) byłam pozytywnie zaskoczona tym faktem. Kurier - jak się okazało, niewiele ode mnie starszy (czym z kolei on chyba był zaskoczony :D) pojawił się na czas i wręczył mi wyczekane pudełeczko. Zamknęłam drzwi i zadowolona ruszyłam do pokoju celem obadania zawartości.
Pierwsze, co rzuciło mi się w oczy to ładna szata graficzna. Czarna "pokrywka" pudełka z różowym znaczkiem ShinyBox ładnie kontrastowała z różowym dnem w ciemniejsze, również różowe wzory. Po zdjęciu pokrywki zawartość prezentowała się tak:
I tu zatrzymałam się na chwilę. Rety, ależ emocje! Tyle czekałam na to pudełko, i teraz wreszcie dostałam je w swoje łapki. Kto wie, co czai się w środku?
Do odważnych świat należy. Odkleiłam naklejkę i rozpakowałam całość. A w środku było...
Do odważnych świat należy. Odkleiłam naklejkę i rozpakowałam całość. A w środku było...
...pięć produktów, z czego 4 są pełnowymiarowe!
Dermika - baza pod makijaż "Olśnienie" Limited Edition (17zł/10ml):
" 'Olśnienie' LIMITED EDITION to baza pod makijaż wygładzająca skórę z
subtelnym efektem rozświetlającym. Baza przeznaczona jest do każdego
typu cery. Już niewielka ilość bazy sprawia, że skóra staje się
aksamitnie gładka i świeża, wygląda na wypoczętą i zrelaksowaną. Baza
ułatwia wykonanie makijażu, sprawia, że nabiera on wyjątkowego
charakteru a jego trwałość jest przedłużona. To idealny kosmetyk 'przed
wyjściem' dający natychmiastowy efekt olśniewająco pięknej cery."
Baza rzeczywiście rozświetla, zawiera złote drobinki których na początku się przestraszyłam! :D
Po nałożeniu na twarz nie są już jednak tak krzykliwe. Niestety, baza nie radzi sobie z moimi rozszerzonymi porami, ale bardzo ładnie wygładza skórę i poprawia trwałość makijażu. Nigdy wcześniej nie używałam kosmetyków Dermiki, dlatego też jestem zadowolona że mogę wypróbować tą bazę. Jedyne co mi się średnio podoba to trochę za płynna konsystencja, ale nie ma tragedii ;) (czy może, podążając za ostatnim hitem Internetu - "tragejszyn"...)
Krem nawilżający pod oczy BIOLIQ 25+ (15zł/sztuka):
"Nawilża i regeneruje delikatną skórę wokół
oczu. Zmniejsza opuchliznę i cienie. Pielęgnuje i intensywnie nawilża
delikatną skórę wokół oczu. Zawarty w kremie wyciąg z orchidei
purpurowej (Orchis mascula) działa kojąco i łagodząco. Krem wspomaga
regenerację naskórka oraz skutecznie zmniejsza opuchliznę i cienie pod
oczami. Dodatkowo chroni skórę przed niekorzystnym wpływem wolnych
rodników, opóźniając powstawanie pierwszych zmarszczek."
Ostatniego kremu pod oczy używałam chyba w dzieciństwie z nakazu mamy (z racji chronicznych cieni pod oczami) i nawet nie pamiętam jego nazwy, dlatego ucieszyłam się widząc ten kosmetyk w moim pudełeczku. Do 25 lat jeszcze trochę mi brakuje, ale znacznie bliżej już niż dalej. Krem jest - jak widać - sprzedawany w estetycznej, 15ml tubce. Szybko się wchłania i rzeczywiście, radzi sobie zarówno z opuchlizną, jak i z cieniami. Z tymi ostatnimi może trochę gorzej, ale mimo wszystko jakiś efekt jest - a moje cienie to naprawdę niełatwy orzech do zgryzienia.
Delawell, Zmysłowa Oliwka Do Skórek i Paznokci (29zł/15ml)
"Zmysłowa Oliwka Do Skórek i Paznokci zawiera zestaw pięciu naturalnych
olejów wzmacniających strukturę skóry i paznokci. Jest pomocna podczas
wykonywania zabiegu manicure przy bardzo wrażliwych, suchych i
pękających skórkach okalających paznokieć. Wpływa kojąco i łagodząco na
występujące podrażnienia. Olejek możemy stosować do kąpieli olejowych,
ciepłych kompresów, masażu wałów paznokciowych i dłoni. Przy regularnym
stosowaniu dochodzi do widocznego wzmocnienia struktur paznokci i skórek
wokół paznokci."
Nie miałam nigdy takiego produktu, więc chętnie wypróbuję - zwłaszcza, że sama raczej nie wpadłabym na pomysł zakupu takiego kosmetyku. Na efekty trzeba jednak poczekać dłuższy czas, więc na razie nie napiszę o tej oliwce nic poza tym, że urzekła mnie obłędnym zapachem i nakładam ją na paznokcie z prawdziwą radochą. Cieszę się, że trafił mi się ten wariant.
Evree, Wygładzający Peeling Do Stóp (10zł/75ml)
"Peeling skutecznie usuwa martwe komórki naskórka oraz zapobiega
tworzeniu się stwardnień i zrogowaceń bez zbędnego wysuszania skóry.
Zwiększa zdolność skóry do przyjmowania składników odżywczych oraz
wspomaga odnowę i regenerację skóry. Zawiera: drobinki pumeksu, urea,
lanolinę, wosk pszczeli oraz lawendowy olejek eteryczny."
Kolejna marka, której nie znam. Peeling przypadł mi do gustu - rzeczywiście pachnie lawendą, a drobinki ścierne robią swoje. Skóra jest też po nim miękka i nawilżona, choć dobrze dodatkowo użyć kremu. Nie wiem jak się sprawdzi w przypadku bardziej wymagających stóp, ale w przypadku moich jest idealny. Przyznałam mu też dodatkowy plus za brak parabenów w składzie.
Paese, Linea Automatic Eyeliner (23zł za sztukę)
"Metaliczna kredka do oczu o miękkiej, kremowej konsystencji. Przedłużona
trwałość kredki pozwala na utrzymanie idealnego makijażu oka do 12h.
Silikonowa baza sprawia, że produkt jest miękki i łatwy w aplikacji.
Kredka dostępna jest w 5 kolorach o intensywnym metalicznym blasku:
Black Glam, Brown Glam, Olive Glam, Blue Glam i Plum Glam. Kredka nie
zawiera konserwantów."
Słyszałam już wiele zachwytów nad marką Paese i byłam jej ciekawa, ale nie miałam okazji wypróbować czegoś osobiście. To zmieniło się z chwilą, kiedy w moje ręce trafił ten eyeliner. Był on pierwszą rzeczą w pudełku na którą zwróciłam uwagę i aż się uśmiechnęłam widząc, że jest on w jednym z moich dwóch ulubionych kolorów. Czarnych kredek mam sporo do wykończenia, więc fioletowy eyeliner jest jak najbardziej na miejscu - zwłaszcza, że sama w życiu Warszawy bym sobie takiego nie kupiła. I tu błąd - okazało się, że świetnie wydobywa kolor moich oczu, nie mówiąc już o tym że bajecznie łatwo rysuje się nim kreski ;) Nie zawiera też konserwantów (co mnie cieszy), posiada gąbeczkę do rozcierania, a nawet maleńką temperówkę.
To jest mój osobisty hit pudełka ShinyBox BE SHINY.
W pudełku znalazłam też bony rabatowe do BingoSpa, Kukiczo i katalogmarzen.pl :)
To jest mój osobisty hit pudełka ShinyBox BE SHINY.
W pudełku znalazłam też bony rabatowe do BingoSpa, Kukiczo i katalogmarzen.pl :)
Podsumowując - czy opłacało się kupić ShinyBox BE SHINY?
Moim zdaniem tak, i nie żałuję zakupu. Każdy z tych kosmetyków mi się przyda, a kilku z nich na pewno nie kupiłabym sama z siebie. Biorąc pod uwagę moje pierwotne nastawienie do boxów jestem dość pozytywnie zaskoczona zawartością, nawet jeśli aktualnie bardziej przydałby mi się krem do twarzy niż pod oczy (a był dostępny w jednym z wariantów ;) ).
Myślę, że jeszcze przez chwilę zostanę z ShinyBox - na tyle, na ile finanse uczennicy mi pozwolą.
PS: Wszystkiego najlepszego w Nowym Roku!... ^^"
Miałam ten peeling, jest dostępny w saszetkach w Rossmannie, razem z maską. Fajny jest, jestem ciekawa jak działa na dłuższą metę.
OdpowiedzUsuńA co do kupowania box'ów, można sprawdzić co jest w pudełku w tym miesiącu i dopiero wtedy zamówić - chyba, że zostaną wyprzedane, ale to się rzadko zdarza. Na święta kupiłam od mamy październikowe pudełko od Kasi Tusk (:
O tym nie wiedziałam, nie widziałam go też podczas ostatniej wizyty w Rossmannie... ale kiedy to było :P
UsuńOd Kasi Tusk było GlossyBox :D Z tego co pamiętam zawartość miało fajną, ale czytałam że w późniejszych pudełkach były problemy z datą ważności kosmetyków. Między innymi dlatego wybrałam ShinyBox :)
Zamówiłam jeszcze inne pudełko (zupełnie inne niż te wspomniane dwa, taka nowość na rynku boxów), ale tak się ślimaczą z wysyłką i podawaniem jakichkolwiek informacji że ostatecznie nie wiem, czy do mnie dotrze...
Miłego testowania. :)
OdpowiedzUsuńDziękuję! :)
Usuńsuper że jesteś zadowolona, też mam nadzieję że kiedyś zamówię jakiś box :)
OdpowiedzUsuńO tak, zadowolona jestem i to bardzo :) Spodziewałam się, że przynajmniej jeden produkt będzie odłożony do szuflady/oddany z powodu niedopasowania do moich potrzeb, a tu proszę - wszystkie trafione :)
UsuńShinyBox ma teraz zabawę - jeśli zapiszesz się do ich newslettera, dostaniesz mailem kod zniżkowy na archiwalne pudełka. Kwoty bywają różne, ja trafiłam 10zł obniżki, ale były dziewczyny które trafiały obniżkę 100% :)
Po odkryciu Memebox odechciało mi się naszych boxów, zostałam póki co tylko przy Glossybox.
OdpowiedzUsuńNie słyszałam o Memeboxach... ale zainteresuję się tematem :)
Usuń