wtorek, 25 czerwca 2013

Pierwszy post podobno zawsze najgorszy...

...ale miejmy nadzieję, że sobie poradzę.

No więc cześć, jestem kolejną dziewczyną która za sprawą Internetu została uświadomiona, że nie do końca prawidłowo dba o swoje włosy.
Moje włosy od 10 lat farbowane były na chyba wszystkie kolory poza jasnymi blondami (ale rozjaśnianie z czerni do rudych zdarzyło się kilkukrotnie, i może nie pytajcie jak to przeżyły). Od ciemnych brązów po czernie, potem brązowe, rude, aż w końcu ustatkowałam się z czerwieniami (i mam nadzieję, że tak już zostanie). Pomimo wieloletniego farbowania przy pomocy różnych farb (w zależności od zawartości portfela/tego, co się akurat pojawiło i czego byłam ciekawa) włosy trzymały się dzielnie - jedynym problemem, jaki mi sprawiały, były rozdwojone końcówki. Jako że wierzyłam wtedy jeszcze w magiczną moc reklamowanych w telewizji i prasie sklejających serum do końcówek włosów, trzymałam się od nożyczek z daleka, myśląc że to coś pomoże. Niestety, byłam w błędzie, i co parę miesięcy szły w ruch, pozbawiając mnie ładnych kilku centymetrów włosów.
Kolejnym z moich błędów, nie licząc wspomnianej na początku niewłaściwej pielęgnacji, było sięgnięcie po farby bez amoniaku. Reklamowane jako mniej szkodliwe, w rzeczywistości doprowadziły moje włosy do takiego stanu, że zmuszona byłam szukać pomocy w internecie. I co wtedy?

Wtedy właśnie zaczęła się ta tajemnicza choroba, zwana przez blogerki "włosomaniactwem". Trafiłam na blogi MysiAnwen czy Czarownicującej, przekopałam się przez trochę postów... i zrozumiałam, że robię bardzo dużo błędów. Dziwiłam się lecącej w dół kondycji moich włosów, ale czemu było się dziwić, skoro używałam kosmetyków do włosów w ogóle nie czytając składów i wierząc wszystkiemu, co producent wypisze na etykiecie? Nie zliczę, ile wyrzuciłam cudownych środków które miały "naprawić" mi włosy, a okazały się być zwykłymi silikonowymi oblepiaczami. Nie jestem przeciwko nim, jako osoba o włosach zniszczonych wręcz muszę po nie sięgać, ale od kosmetyków oczekiwałam zawsze nie tylko poprawy wizualnej. Z biegiem czasu stały się przesuszone, znów pojawiły się rozdwojone końcówki i naprawdę cieszę się, że trafiłam na wyżej wymienione blogi. Pokazały mi nowe metody walki o włosy, których nie zawaham się w przyszłości używać ;)

Moje włosy mają teraz 77cm długości, kitek zaś ma 10cm objętości. Nie wiem, czy to dużo, czy mało - zawsze mówiono mi, że mam "mało" włosów, może dlatego że ciężko nadać im objętość. Są koloru porzeczkowego, wycieniowane, w połączeniu z przesuszeniem bywa, że wyglądają nawet na postrzępione - ale staram się z tym walczyć. Nie mam czegoś takiego jak "idealna długość włosów" - moim celem jest posiadanie włosów na tyle długich, na ile Matka Natura mi pozwoli. Taki mały "syndrom Roszpunki", zawsze podziwiałam kobiety z bardzo długimi włosami i chciałam mieć takie same :) Bloga tego zakładam po to, by dokumentować moje zmagania z czupryną i tym samym mieć do tego motywację - bo przecież każdej zdarza się kiedyś leniiiiiwy dzień, prawda?
Zdjęcie włosów wstawię wkrótce, jako że trochę ciężko mi zrobić je samodzielnie ;)

Pozdrawiam!

PS: Poza byciem włosomaniaczką jestem również fanką kotów, stąd również tytuł tego bloga ;)

0 komentarze:

Prześlij komentarz

Zachęcam do komentowania - jestem początkującą włosomaniaczką, więc w przypadku pisania przeze mnie bzdur wszelkie poprawianie jest jak najbardziej mile widziane ;)
Pamiętajmy jednak o tym, że dyskusja NIE POLEGA na wzajemnym obrzucaniu się błotem. Chyba nie jesteśmy tutaj, by psuć sobie humory, prawda?

 

Rubinowy Kot na tropie pielęgnacji włosów Template by Ipietoon Cute Blog Design