Niewłosowy post. Raz na jakiś czas można, a co! :)
Od kilku tygodni (i od czasu, kiedy nauczyłam się jako-tako czytać składy) interesuję się kosmetykami naturalnymi, głównie DIY. Staram się nie popadać przy tym w skrajności typu "To ma konserwanty/parabeny/w ogóle jest chemiczne, nie będę tego używać, nie i koniec, wywalam wszystko z zawartością tej substancji!", bo biorąc pod uwagę skład spożywanego przeze mnie jedzenia... czułabym po prostu hipokrytką. Nie należę do najbogatszej warstwy społeczeństwa (choć nie mam z tego powodu kompleksów), zakupy robię przeważnie w Biedronce która jest najbliżej mojego miejsca zamieszkania (kilka km od miasta właściwego) - i do tego nie dysponuję samochodem. Sięgając po pierwszy lepszy produkt spożywczy widzę w składzie sporo E-cośtam... Nie twierdzę, że żywność z tego sklepu jest niesmaczna, o nie! - ich pasta tuńczykowa do kanapek nie ma sobie równych! - ale powiedzmy sobie szczerze, chemia jest WSZĘDZIE. W jedzeniu z Biedronki, Lidla, Tesco, Auchan, Carrefoura czy co tam jeszcze znajdziecie koło Waszych domów. A kto ma w dzisiejszych czasach tyle silnej woli, samozaparcia, ale i przede wszystkim czasu i pieniędzy by wytwarzać żywność samodzielnie? Nie mówiąc już o tablicy Mendelejewa, którą znajdziecie w powietrzu... Tak więc marzenie o 100% naturalności uważam za niestety niemożliwe do spełnienia. :( Ale... czy to znaczy, że nie mogę przynajmniej ograniczyć chemii, jaką przyjmuję? Jasne, że mogę.
Wracając do tematu - przeglądając blogi trafiłam na blog Arsenic, która akurat prezentowała przepis na perfumy w kremie. Przepis jest bardzo prosty i nawet dla żółtodziobów (którym niewątpliwie jestem) będzie realny do wykonania.
Potrzebujemy:
- wazeliny (najzwyklejszej, cena w aptece ok 2zł)
- olejków eterycznych
- pojemniczka na zrobione perfumy
- garnuszka
- wody
- naczynia (szklanego lub plastikowego, u mnie plastikowe się sprawdziło)
Wodę wlewamy do garnuszka i stawiamy na gazie. Do naczynia wkładamy potrzebną ilość wazeliny. Gdy woda się już podgrzeje, wstawiamy naczynie do garnuszka (tzw kąpiel wodna). Po tym, jak wazelina się ogrzeje i roztopi, dodajemy kilka kropel wybranego olejku eterycznego, mieszamy i przelewamy do pojemniczka, w którym chcemy je przechowywać. Odstawiamy do stężenia.
Jeśli perfumy będą miały Waszym zdaniem zbyt rzadką konsystencję, można dodać trochę wosku pszczelego, jeśli zaś zbyt zbitą - odrobinę (naprawdę odrobinę) oleju.
Moje są o zapachu różanym, i już je kocham.
Pozdrawiam!
sobota, 29 czerwca 2013
2 komentarze:
Zachęcam do komentowania - jestem początkującą włosomaniaczką, więc w przypadku pisania przeze mnie bzdur wszelkie poprawianie jest jak najbardziej mile widziane ;)
Pamiętajmy jednak o tym, że dyskusja NIE POLEGA na wzajemnym obrzucaniu się błotem. Chyba nie jesteśmy tutaj, by psuć sobie humory, prawda?
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Długo się utrzymują takie olejki? :)
OdpowiedzUsuńU mnie wytrzymują co najmniej pół dnia... a może to ja już po takim czasie ich nie wyczuwam :)
Usuń