środa, 18 września 2013

Joanna Sensual - wosk do depilacji. Jak się sprawdził?


...może lepiej byłoby zapytać, czy sprawdził się w ogóle.

Jako, że nie jest to blog wyłącznie o włosomaniactwie, pozwoliłam sobie poświęcić dzisiejszy post na opisanie Wam jednego z największych bubli, z jakimi się spotkałam.
Myślę, że nie mam problemu z nadmiernym owłosieniem. Nie przypominam niedźwiedzia czy owczarka niemieckiego, a mój mały wąsik nad górną wargą (nie oszukujmy się, każda go ma) jest praktycznie niewidoczny z racji jego jasnej barwy. Są jednak takie momenty, kiedy każda z nas ma ochotę odrzucić maszynki czy kremy do depilacji, by wyrwać "raz, a dobrze" i mieć później spokój na kilka tygodni.
Kiedyś używałam już plastrów do depilacji woskiem (innej firmy) i poradziły sobie świetnie - stąd moje pozytywne nastawienie do tej metody. Niestety, będąc w supermarkecie nie zwróciłam uwagi, że pomyliłam opakowania - były bardzo podobne do siebie, a mi całkiem się spieszyło. Po prostu porwałam dwie paczki i pognałam do kasy. Moja pomyłka dotarła do mnie dopiero po powrocie do domu, ale postanowiłam dać szansę zakupionym produktom.

Opakowanie plastrów do depilacji ciała zawiera sześć podwójnych plastrów - co daje nam w rzeczywistości 12 plastrów. To samo tyczy się opakowania plastrów do depilacji twarzy. Plastry mają postać prostokątnych, sklejonych ze sobą zielonym woskiem papierowych pasków - należy je ogrzać w dłoniach, delikatnie rozdzielić, przykleić do depilowanego miejsca przygładzając zgodnie z kierunkiem wzrostu włosa - i zerwać "pod włos".  Niby wszystko fajnie, pięknie... ale produkt po prostu nie radzi sobie ze swoim zadaniem.

Wosk miał służyć depilacji, tymczasem jedyne co skutecznie mu wyszło to rozdrażnienie mnie. Nieważne jak bardzo bym się starała, wosk nie łapał (całkiem długich) włosków - dużo lepiej za to wychodziło mu przyklejanie się do skóry. Do depilacji tym produktem podchodziłam kilkukrotnie, i za każdym razem efekt był opłakany. W końcu pokornie sięgnęłam po maszynkę.

Podsumowując - na pewno nie kupię więcej tego produktu - ani świadomie, ani przez przypadek.

Pozdrawiam!

4 komentarze:

  1. Ja miałam takie przygody z pastą cukrową... Trochę za krótko ją gotowałam i topiła mi się w rękach, gdy raz po raz używałam. I za którymś razem, jak pociągnęłam, doprawiłam sobie takiego krwiaka (i bólu...), że stwierdziłam, że to nie jest metoda dla mnie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aaaaałć :/ Biedna... I pomyśleć, że powoli zabierałam się do wypróbowania tej metody... Już raz próbowałam ugotować taką pastę, ale niestety - przypaliłam i nic z tego nie wyszło.

      Usuń
    2. ja 2 razy próbowałam... za 1 razem robiłam za krótko i wszystko rozpuściłam w wodzie. szkoda, że wtedy się nie zniechęciłam...
      ale jak tak czytałam o tych gotowych pastach - nie licząc tej, co miała Pepa! - to nie jest to takie złe. trzeba tylko na dobrą trafić. może kiedyś się przełamię i spróbuję gotowca.

      Usuń
    3. Czytałam tę recenzję i byłam przerażona, że nawet gotowa pasta może się tak źle sprawdzić! Chociaż może to ta konkretna była po prostu niewypałem... Trzeba będzie przekonać się na własnej skórze.
      Głowa do góry, człowiek uczy się na błędach - swoich lub czyichś :)

      Usuń

Zachęcam do komentowania - jestem początkującą włosomaniaczką, więc w przypadku pisania przeze mnie bzdur wszelkie poprawianie jest jak najbardziej mile widziane ;)
Pamiętajmy jednak o tym, że dyskusja NIE POLEGA na wzajemnym obrzucaniu się błotem. Chyba nie jesteśmy tutaj, by psuć sobie humory, prawda?

 

Rubinowy Kot na tropie pielęgnacji włosów Template by Ipietoon Cute Blog Design