czwartek, 19 września 2013

W poszukiwaniu czerwieni idealnej - farba do włosów Syoss Professional Performance

 Witajcie!

Jakiś czas temu postanowiłam znaleźć dla siebie farbę idealną. Uwielbiam Porzeczkową Czerwień Joanny, która nieraz wyratowała mnie z różnych tarapatów i nie kosztowała przy tym dużo, ponadto nie wyglądało jakby moje włosy były z nią w otwartym konflikcie - ale niestety, zapragnęłam nieco jaśniejszej i bardziej intensywnej czerwieni.

Słyszałam wiele negatywnych opinii na temat farb Syoss - według internautek niszczą włosy, powodują ich wypadanie, a do tego kolor trzyma się ekstremalnie krótko. Mimo to postanowiłam zaryzykować, pamiętając w miarę pozytywne doświadczenia po dawnym zastosowaniu Syoss Mixing Colors. Wybrałam kolor 5-29 - czyli Intensywną Czerwień.

Producent w opisie na opakowaniu obiecuje nam precyzyjny efekt koloryzacji, wyjątkową trwałość koloru i blasku, profesjonalne pokrycie siwych włosów (na szczęście mnie to jeszcze nie dotyczy, uff) oraz mocną strukturę i lśniące włosy.
 Przed zakupem rzuciłam okiem na skład, by upewnić się, że nie ma tu zawartości MEA. Nie było. Odetchnęłam z ulgą.

Zawartość pudełka prezentowała się tak:



Zastanawiacie się, gdzie podziały się rękawiczki? O, tu. Są wklejone do ulotki. :)


Butelka z mleczkiem utleniającym po wciśnięciu do niej zawartości tubki. Jakoś spodobał mi się ten widok. :)


Wymieszałam wszystko zgodnie z zaleceniami producenta i nałożyłam farbę na całe włosy - ponieważ poprzednie farbowanie miało miejsce sporo wcześniej, włosy były jedynie "poprawiane" szamponetką która i tak w zasadzie już się zmyła. Kolor farby był dużo intensywniejszy, niż na zdjęciu - była to wściekła, paprykowa czerwień.



Niestety, nie mam dla Was zdjęcia "po" :( Wiem, strzeliłam sobie w stopę - ale zwyczajnie zapomniałam go zrobić, i przypomniałam sobie o tym po dwóch-trzech tygodniach kiedy już poprawiłam kolor szamponetką. Mam jednak nadzieję, że uwierzycie mi na słowo. To była jedna z najpiękniejszych czerwieni, jaka mi kiedykolwiek wyszła. Kolor był mocny, intensywny, a włosy nie zdradzały oznak szczególnego upodlenia. Byłam zachwycona rezultatem! Nie mówiąc już o tym, że później wielokrotnie słyszałam komplementy na temat koloru moich włosów, i to od obcych ludzi. Najbardziej jednak ucieszył mnie fakt, że farba w jakiś sposób wyrównała ich kolor (włosów, nie ludzi!) - moje włosy od pewnej wysokości były ciemniejsze, co było pozostałością po wpadce z farbą L'oreala w listopadzie 2012. Po użyciu farby Syoss moje włosy miały jednolity kolor. Naprawdę, żałuję że nie zrobiłam tego zdjęcia... ale naprawię to w przyszłości!

Czy producent spełnił obietnice dane na opakowaniu?

Nie mi oceniać, czy farba spisze się w 100% na siwych włosach. Nie zauważyłam też szczególnej poprawy struktury czy szczególnego blasku. Farba niestety zaczęła płowieć po 2-3 tygodniach (z tego powodu zastosowałam szamponetkę), więc obietnicy wyjątkowej trwałości też nie należy traktować do końca poważnie - ale kolor rzeczywiście wyszedł bardzo podobny do tego na pudełku. Może nie była to chirurgiczna precyzja koloru, ale wciąż było BARDZO blisko. :)

Niestety, zauważyłam też jedną przykrą rzecz - wzmożone wypadanie. Wprawdzie nie wiem, co mogło być tego powodem ponieważ w momencie farbowania miałam już początki grzybicy i dość osłabiony organizm - ale fakt faktem, że taka rzecz miała miejsce. Nie było to jednak to, z czym zmagam się dziś - a minął już dobry miesiąc od zastosowania tej farby. Kiedy już w pełni dojdę do siebie, myślę, że zrobię drugie podejście i wtedy wszystko się zweryfikuje.

A dla dociekliwych - zdjęcie składu. ;)  Czy ktoś znający się na czytaniu składów mógłby go zinterpretować? Moje umiejętności w tym zakresie niestety są jeszcze mocno ograniczone.


Jakie macie opinie na temat farb Syoss? :) Zapraszam do dyskusji w komentarzach!

6 komentarze:

  1. Szkoda, że nie zrobiłaś zdjęcia po! Mnie kusiła londyńska czerwień od syossa, ale zdecydowałam się (niestety) na Olię.
    Spróbuj miodku na złagodzenie podrażnienia skalpu, jeśli możesz! Miodek jest też grzybobójczy, więc może przy okazji pomoże :) Ja tak robię i moja główka ma się coraz lepiej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też żałuję... ale że zamierzam wrócić do tej farby kiedy wypadanie straci na sile, to może uda mi się to naprawić :)
      Czemu "niestety na Olię"? Ze względu na zawartość MEA, czy z kolorem wyszło coś nie tak?
      Opcja z miodem brzmi kusząco, zwłaszcza po przeczytaniu Twojego posta ;) No i mama ma znajomego, który ma pasiekę... Może w końcu się przejdę i kupię jeden słoik, przy okazji zapytam o wosk :)

      Usuń
    2. Niestety, bo strasznie zniszczyła mi włosy. To był moment przełomowy, bo wtedy przeszłam na hennę :)
      Znajomy z pasieką? Super sprawa! :)

      Usuń
    3. Rozumiem. Jak to podsumowała Mysia pod moim postem o farbach z MEA - pięknie nabijają ludzi w pudełka. Niby bez amoniaku, a wcale nie takie łagodne. Możliwe, że to właśnie MEA przyczyniło się do stanu Twoich włosów po Olii - moje też nienajlepiej przeżyły spotkanie z tym składnikiem. Od tamtej pory zawsze czytam składy farb w sklepie, nawet jeśli ludzie dziwnie na mnie patrzą. :D
      Czaiłam się na hennę, ale nie ma mojego odcienia :( A szkoda. Co do znajomego - owszem, nawet mieszka niedaleko, ale sama staram się nie zbliżać do tamtych terenów bo jestem uczulona na jad i może to zabrzmi śmiesznie, ale wolę nie ryzykować :)

      Usuń
    4. No, niestety, to jest minus henny. Trochę tęsknię za moją czerwienią!
      Żartujesz? To dobrze robisz, że się nie zbliżasz! Wyślij mamę ;p

      Usuń
    5. Chyba wiem jak to jest. Kiedyś sama dłuuuugo byłam ruda, więc wtedy może i ten pomysł by mi przypasował ;D ale teraz nie widzę siebie w innych kolorach niż czerwienie, ewentualnie fiolety ale na to chyba jestem jeszcze za mało odważna.
      I tak też zrobię ;p niestety, pszczoły nie podzielają mojego zdania i są częstymi gośćmi w moim domu. Dziś jedna użądliła młodszego kota (i to w pyszczek!), był w drugim pokoju kiedy gotowałam... Na szczęście udało mi się wyjąć żądło i nie było żadnej opuchlizny, a on sam prowokował do zabawy. Złe pasiaste stworzenia, złe! :/

      Usuń

Zachęcam do komentowania - jestem początkującą włosomaniaczką, więc w przypadku pisania przeze mnie bzdur wszelkie poprawianie jest jak najbardziej mile widziane ;)
Pamiętajmy jednak o tym, że dyskusja NIE POLEGA na wzajemnym obrzucaniu się błotem. Chyba nie jesteśmy tutaj, by psuć sobie humory, prawda?

 

Rubinowy Kot na tropie pielęgnacji włosów Template by Ipietoon Cute Blog Design