poniedziałek, 1 lipca 2013

Płukanka z octu + Bad Hair Day :(

Jak już wspominałam, nie mam wielkiej tendencji do przetłuszczania się skóry głowy. Mam to szczęście, że – przy dobrych wiatrach, braku deszczu, nieuczęszczania na ogniska, nieprzebywaniu w pomieszczeniach silnie zadymionych dymem papierosowym, czy zwyczajnie braku podrażnienia skóry głowy objawiającego się zwiększonym wydzielaniem łoju – mogę je myć tak co 3-4 dni, choć jeśli potrzebują tego częściej, oczywiście nie testuję ich cierpliwości. ;) Wczoraj delikatnie sugerowały mi, że „już czas”, więc przystąpiłam do dzieła.

Szampon z olejem arganowym Joanny już mi się skończył, więc w ruch poszedł szampon i odżywka Alterry – dlaczego taki zestaw, skoro narzekam na alkohol w składzie? O tym niedługo. Umyłam włosy jak zwykle metodą kubeczkową, po spłukaniu szamponu nałożyłam odżywkę d/s na 45 min. Na to nałożyłam worek, ręcznik – et voila, maleńkie spa dla włosów „bo Alterra, a one je lubią”, „bo worek i ręcznik, więc mają ciepło”. Miałam jeszcze zamiar nałożyć maskę, ale że było dość późno – zrezygnowałam z tego pomysłu.



Przeglądając blogi, trafiłam na przepis na płukankę octową, mającą zakwasić środowisko włosów, wyeliminować niefajne dla nich związki chemiczne z wody, zmyć pozostałości szamponu czy odżywki i domknąć łuski. A brzmiał on następująco – do litra przegotowanej wody (letniej) dodać łyżkę octu (jabłkowego bądź zwykłego) i takim roztworem polać umyte, wilgotne włosy.
Metoda niby stara jak świat – moja Mama twierdzi, że nawet moja Babcia stosowała ten sposób (Mama z kolei nie mogła ścierpieć zapachu octu, chociaż tak naprawdę nie ma co się tego bać - zapach wyparuje z włosów w ciągu 10 min od kontaktu z nimi). Pomimo ostrzeżenia, iż nadmierna ilość octu może przesuszać porowate włosy (moje są raczej wysokoporowate, zwłaszcza na odcinku od połowy pleców do pasa), postanowiłam wypróbować ten przepis.
Tak jak wspominałam – było już późno. Niedawno moja suszarka do włosów (używana i tak okazjonalnie) wyzionęła ducha, więc i tak musiałam położyć się spać z mokrymi włosami. Wiem, zbrodnia – ale nie było innego wyjścia, wcześnie rano trzeba było wyjść. Położyłam na poduszkę ręcznik, na to taką starą bluzę od piżamy zrobioną z delikatnej bawełny (ponieważ sam ręcznik był dość szorstki) i... marzyłam, by położyć się już spać. Płukankę zrobiłam więc trochę „na oko” nie przeginając jednak z proporcją octu... i rano gorzko tego pożałowałam.

Włosy zamiast obiecanego blasku i domknięcia łusek straszyły przesuszeniem. Były TRAGICZNE. Końce wyglądały, jakby nie widziały odżywki od miesięcy, a przecież ją nałożyłam... W ramach pierwszej pomocy w ruch poszła odżywka b/s Joanny z miodem i cytryną, ale niewiele pomogła. Byłam zmuszona upiąć włosy, by nie było tego widać, i tak wyjść z domu. Po powrocie nałożyłam jeszcze odżywkę w sprayu z olejem arganowym, i cóż – widać już poprawę, ale nadal nie jest to to samo, co było przed zastosowaniem płukanki. Bad Hair Day po całości, nie mówiąc już o tym że baby hair (których zauważyłam całkiem dużo) również postanowiły zrobić mi na złość. Mimo, że upięłam włosy w koczek, wyglądałam mniej więcej TAK:

...chociaż tu i tak wygląda to delikatnie. Starałam się... ale nie mam w tym momencie żadnego programu graficznego poza Paintem, a ten z Win8 jest wyjątkowo niełaskawy :(


Próbowałam ujarzmić je nieco odżywką (nie używam stylizatorów) i efekt był... na kilka minut. Lekki podmuch wiatru i znów wyglądałam jak strach na wróble.

Podsumowując temat płukanki – coś musiałam zrobić źle. Być może odmierzając wodę na oko przeliczyłam się i zamiast litra było 700ml, co jest za małą ilością na łyżkę octu. Może ocet był nie do końca ten – w końcu użyłam typowo kuchennego, nie jabłkowego. Tak czy inaczej, absolutnie nie twierdzę, że płukanka nie działa – efekt zawdzięczam swojemu niedbalstwu, może być też tak że to włosy zwyczajnie nie polubiły tego sposobu. Możliwości może być wiele – a nauka z tego taka, by pilnować zalecanych proporcji (podstawa!) i uważnie obserwować swoje włosy. Nie ukrywam, że jak już przeproszę włosy i uporam się się z przesuszeniem, spróbuję ponownie – ale tym razem pewnie z octem jabłkowym, albo lepiej pilnowanymi proporcjami. Oby efekty były lepsze.

...u Was też pogoda tak bardzo nie dopisuje? :(

Pozdrawiam!

2 komentarze:

  1. Ja stosuję od czasu do czasu płukankę z octem i w życiu nie miałam takiego efektu. A też raczej nie odmierzam tego litra skrupulatnie... Zaskoczyłaś mnie zupełnie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Powiem Ci, że ja siebie też :( i wydaje mi się, że nie ma innej opcji niż właśnie moja niedbałość. Możliwe, że mam też bardziej wrażliwe włosy od Twoich i o ile Twoim to pasuje, o tyle moje się buntują :( No cóż... Czas pewnie pokaże.

      Usuń

Zachęcam do komentowania - jestem początkującą włosomaniaczką, więc w przypadku pisania przeze mnie bzdur wszelkie poprawianie jest jak najbardziej mile widziane ;)
Pamiętajmy jednak o tym, że dyskusja NIE POLEGA na wzajemnym obrzucaniu się błotem. Chyba nie jesteśmy tutaj, by psuć sobie humory, prawda?

 

Rubinowy Kot na tropie pielęgnacji włosów Template by Ipietoon Cute Blog Design